Wojciech Kudyba
To, co nas zmienia – jasny potok, woda
W zielonych rynnach, w deszczach
Rubinowych rowach
Podziemna rzeka, która nas nurtuje
Łagodzi głazy, ściera z wielkim trudem
Kwarc, mikę skaleń, nieustannie toczy
Przez wioski, jary, krajobrazy, kraje
Odwrócone na drugą stronę
Inne, niepojęte.
To, co w nas szeleści – drobny
Listek mięty, albo marzanki
Nie daje spokoju
Ciągle się wierci, szumi
Na skraju ogrodu
Na wielkiej miedzy, w wysokich pokrzywach
Coś, co jest ciszą
Coś, co się odzywa.
Czerwony ogień, który ciągle płonie – przed zmierzchem
Snem w srebrnej koronie sosny
W omiegach na Groniu – w wielkim milczeniu
W trawie, w opuszczonym domu. Ukryty żar
Który nas zmienia – zawsze w środku
W wełniankach, w podcieniach ogromnych ostów
Nocą w Ochotnicy, wśród wiatrołomów
W miotłach ciemiężycy. Mała iskierka
Zagubiona w borach – uśpiona w dziuplach
W pieczarach, w popiołach dawnych ognisk
Przysypana pyłem, głownia gorąca
Otoczona dymem – potężna, ciągle większa
I większa, bo wciąż chce rozpalać
Zapaść, zamieszkać na dobre na halach
Na samej górze, w krainie na brzegach – ciągle nas łączyć
Ciągle nas rozdzielać.
Mogły nas zbudzić zielone dzięcioły
Cytrynowe wilgi, czarniawe gawrony
Jakiś drobiazg, cokolwiek – sowa, szelest, rosa
W śmiertelnej ściółce, w zimowych wąwozach
W twardej pościeli, w ciężkim białym puchu
Zajętych snami, wśród mrocznych mar, w ruchu
Który nie dawał ulgi, jakby był błądzeniem
Mógł nas obudzić ogień, mogły długie cienie
Dymu, najlżejsze szepty, zwykłe prośby
Igiełki świerków, świeczki, zorze mroźne
Bo wciąż za nami ktoś mówił
Szeptał z drugiej strony
Jeszcze mogliśmy się odwrócić
Na Wierchu Spalonym
Dawał sygnały chorągiewką chmury
Obiecywał ogrody, łąki, złote góry
Mogliśmy jeszcze zmienić wszystko
W psiarkach, w paprociach na Solnisku.
Beacie
Zostań, czuwajmy – płonie ogień
W sypkim listowiu, w szklistym szronie
Nadchodzi słodka noc, nuci w powojach
Schyla się ciężki cień w altanie, w winogronach
Szeleści w ostach, wciąż opada
Szara szadź światła, kładzie, składa
Na skraju sennej studni swój blask, coraz głębiej
Dudni jak echo, jak niepewne
Wołanie w wielkich górach, wiatr, jak dobra woda
Szlachetny, święty szmer, miarowa mowa
Musimy zostać, idzie ciemność
W tym, a nie innym miejscu, zawsze wewnątrz
W kryjówce, w państwie pod wykrotem
W monarchii much nad lichym knotem
Świeczki, w ratuszu, w samym środku świata
W norce pod stołem, w królewskich komnatach
Kreta - tam, gdzie nikogo nie ma i dokąd
Wciąż zmierza ktoś, kto chce dziś spocząć.
Mohlo by vás z této kategorie také zajímat
- Věřím (Alexandra Gorodecká)
- Letos v Rudolfinu (Eduard Roreček)
- Мне не печален утренний рассвет (Galina Prokudina)
- из цикла Т. (Galina Prokudina)
- Прости меня за резкость (Galina Prokudina)