O „kruszeniu kajdan” w licealnym Kole Teatralnym (1961–1964)
Wojciech Gorczyca
Jak wynika z informacji, które można znaleźć na stronie internetowej Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika w Krośnie, Koło Teatralne powstało tutaj w 1960 roku. W tym też roku wystawiono Krakowiaków i górali Wojciecha Bogusławskiego. Jako uczeń tego Liceum byłem związany z Kołem od początku nauki, tj. od 1961 do września 1964 roku. Koło prowadziła w tym czasie miejscowa polonistka, mgr Helena K. Ona też od 1961 roku uczyła języka polskiego w klasie „B”. Mój czas nauki w liceum to czas panowania w Polsce jednej jedynej partii, Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i jej I sekretarza, Władysława Gomułki, „syna” ziemi krośnieńskiej.
Sposób kulturowego funkcjonowania szkoły w tych czasach, jakkolwiek programowo w wielu kontekstach działalności musiał odpowiadać zapotrzebowaniom ideologii partyjnej, to zależał także od rodzaju zainteresowań kulturowych kadry nauczycielskiej oraz podejmowania przez nią odpowiednich kroków mających na celu przywołanie kulturowych artefaktów związanych z inną aniżeli „partyjna” historią Polski. W szkole podstawowej, której kierownikiem był mój ojciec, Andrzej (GORCZYCA, 2019), przedwojenny nauczyciel, nie dominował, jeśli chodzi o upowszechnianie kultury, profil partyjny z narzucającą się ideologią. Np. w latach 1959-1961 ojciec wystawił w miejscowym Domu Kultury Grażynę Adama Mickiewicza, a pani Zofia, nauczycielka fizyki i chemii, Balladynę Juliusza Słowackiego oraz Nagie szaty króla (Nagie szaty Cesarza) Hansa Christiana Andersena. W szkole natomiast ojciec opracował inscenizację na podstawie tekstu pieśni legionowej Rozkwitały pąki białych róż powstałej w 1918 roku. Ojciec, rok przed maturą i po grypie hiszpance, był ordynansem pułkownika w wojnie polsko-bolszewickiej (1919-1920).
Rozkwitały pąki białych róż,
Wróć, Jasieńku, z tej wojenki, wróć,
Wróć, ucałuj, jak za dawnych lat,
Dam ci za to róży najpiękniejszy kwiat.
[…]
Muzyka: Mieczysław Kozak-Słobódzki
Słowa: Kazimierz Wroczyński i Jan Lankau
Mgr Helena K. tworzyła, przy okazji obchodzenia różnych rocznic, program, w którym znajdowały się np. teksty przypominające działalność takich postaci jak Ludwik Waryński czy w ogóle eksponujące dzieje proletariatu, w tym tzw. zrywy mas pracujących – „zakutych w kajdany i niebojących się więziennych bram”. W ogóle predylekcja tej pani do odkrywania młodzieży tego, jak nawoływano do „kruszenia” kajdan była tak mobilna, że w jednym ciągu zmieściła Elegię o śmierci Ludwika Waryńskiego, wiersz nieznanego autora o incipicie Wśród czarnych fabrycznych kominów… z refrenem Idą, idą, dzwonią im kajdany …. oraz Warszawiankę Stanisława Wyspiańskiego.
Innych inicjatyw, poza faktem, że pierwszy wiersz „rewolucyjny” recytowałem już w klasie ósmej jeszcze jako czternastolatek, mgr Heleny K. nie pamiętam. Na stronie internetowej LO im. Mikołaja Kopernika w Krośnie można przeczytać informacje, że Koło Teatralne wystawiło Warszawiankę Stanisława Wyspiańskiego we wrześniu 1964 roku w Domu Kultury w Krośnie przy ul. Naftowej. Należałoby dodać, że Warszawiankę wyreżyserował były aktor Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, pan Janiczek.
Ponad trzyletni udział w pracach Koła i karkołomne przygody z nimi związane, skłoniły mnie jako „starego już dzisiaj wiarusa” po upływie prawie 57 lat do napisania impresji na temat recytacji, gry na scenie, tudzież współpracy z mgr Heleną K. jako nauczycielką języka polskiego i osobą proponującą uczniom różne teksty w związku z akcentowaniem „w tu i teraz” mocy ducha systemu socjalistycznego.
Impresję zacznę od elementu ikonicznego, karykatury Kamila Mackiewicza „Hej! Kto Polak na bagnety!!”.
Karykatura z 1920 roku nawiązuje do udziału chłopów i robotników w wojnie polsko-bolszewickiej. Na tle postaci wyobrażających owe klasy społeczne Mackiewicz zamieścił cytat z Warszawianki - tekstu autorstwa Casimira Delavigne’a (1831). Cytat nie odpowiada tekstowi, jeśli chodzi o ilość wykrzykników. Oto fragment tekstu Delavigne’a w przekładzie Karola Sienkiewicza:
…
Powstań Polsko, skrusz kajdany,
Dziś twój tryumf albo zgon.
Hej, kto Polak na bagnety!
Żyj swobodo, Polsko żyj.
Takim hasłem cnej podniety,
Trąbo nasza wrogom grzmij!
Mackiewicz, jako artysta i uczestnik wojny polsko-bolszewickiej (odszedł z wojska w 1923 roku w stopniu kapitana), wyróżnił „Hej”!, dodając wykrzyknik. Ponadto zakończył frazę dwoma wykrzyknikami. Karykatura podważa znaczenie udziału chłopów i robotników w wojnie polsko-bolszewickiej i rozgłosu, jaki mu nadawano.
O wojnie polsko-bolszewickiej, jak wiadomo, oficjalnie w latach 1945-1980 w Polsce nie mówiono, nie chcąc urazić „wielkiego brata”. Udział chłopów w tej wojnie zaczęto akcentować nie tak dawno. Jakie były faktyczne rozmiary owego udziału i jak przyczynił się on do zwycięstwa w tej wojnie? Wiadomo, że Józef Piłsudski poszukiwał wszelkich możliwości wzmocnienia armii polskiej, stąd zdecydował się na zwrot ku Wincentemu Witosowi, pełniącemu w latach 1920-1921; 1923 i 1926 funkcję premiera w rządach II Rzeczypospolitej. Akurat wtedy, kiedy ten chłop i wójt wsi Wierzchosławice zarazem pracował na swojej na ziemi, Marszałek wysłał do niego wyższego oficera, aby ten przekonał go o potrzebie udziału chłopów w wojnie z bolszewikami. Witos wspomina to mniej więcej tak: „Zdecydowałem, że dzisiaj będę orać pod łubin. Po pewnym czasie zobaczyłem biegnącego w moją stronę parobka. Okazało się, że przyjechał wyższy oficer i chce ze mną rozmawiać. Skoro chce rozmawiać, to niech do mnie przyjdzie, odpowiedziałem parobkowi, nie przerywając roboty.” Oficer przyszedł do Witosa, ten zatrzymał konie. Koniec końców Witos napisał odezwę do chłopów. Witosa, jak wiadomo, odsunął od władzy Piłsudski, dokonując przewrotu majowego w 1926 roku. Najpierw chciał wymóc jego odsunięcie na prezydencie Wojciechowskim, który powierzył stanowisko premiera właśnie Witosowi. Kiedy ten odmówił, Marszałek zrobił to sam. Czy słusznie? Według mnie tak. Witos nie rozumiał zasad reformy finansowej ministra Grabskiego. Będąc premierem w 1923 roku nie wspierał jej. W tymże roku w czasie jego rządów doszło do hiperinflacji (kurs dolara w drugim półroczu 1923 roku wzrósł ze 100 tys. marek polskich do 6 mln marek). Witos stracił autorytet. Stąd, według Piłsudskiego, nie mógł pełnić funkcji premiera w 1926 roku. Na ile reforma Grabskiego była skuteczna, świadczy fakt, że złoty polski, który został wprowadzony przez Grabskiego w 1924 r., do 1939 r. należał do najbardziej stabilnych walut w Europie i był walutą w pełni wymienialną. Jego wartość w latach 1926-1939 wahała się od 10 o 5 zł za dolara. Dodać jeszcze wypada, że kiedy Polską w 1923 roku rządził chłop Witos, inflacja była na poziomie 360 proc. miesięcznie - płacono wówczas marką polską.
W Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej w latach 60., kiedy rządził ślusarz, Władysław Gomułka, a w 70. górnik, Edward Gierek, dolara można było kupić u facetów wystających na rogu kamienicy w większym mieście (tzw. „koników”) za 90-100 złotych. Ja, jako szkolny nauczyciel, kupiłem pierwsze dżinsy dopiero w 1978 roku po 9 latach pracy.
Z plakatu wynika, że tylko jedna postać ma pojęcie o tym, jak walczyć. To żołnierz ze szpakowatym krótko przystrzyżonym wąsem, a więc polski żołnierz, który doświadczenie zdobywał przed I wojną światową i w jej trakcie w armii rosyjskiej, austriackiej i pruskiej.
Pozostali dwaj to amatorzy, niemający nic wspólnego z umiejętnością strzelania, zachowania się na polu walki. To obrazuje rzeczywisty stan armii chłopskiej w wojnie polsko-bolszewickiej. Dodać tylko wypada, że siłą, która walnie przyczyniła się do zwycięstwa nad bolszewikami, była jazda polska, polscy ułani (STRUMPH-WOJTKIEWICZ 1938, s. 149-216). W jej szeregach walczyli przede wszystkim synowie szlacheccy, synowie inteligentów niekoniecznie pochodzących ze szlacheckich rodów. Spotkać tutaj można było akademików i sportowców, jak w czerwcu 1915 roku w szarżującym na okopy rosyjskie pod Rokitną szwadronie Zbigniewa Dunina-Wąsowicza (GORCZYCA, 2018, s. 65-80). Synowie chłopscy stanowili znikomy procent zestawu kawalerzystów. Bardzo istotną siłę w wojnie polsko-bolszewickiej stanowiła Błękitna Armia gen. Hallera przerzucona wiosną 1919 roku z Francji do Polski. Była to świetnie wyposażona i wyszkolona armia złożona z 5 dywizji piechoty (około 60-70 tys. żołnierzy), kilku batalionów czołgów, siedmiu eskadr lotnictwa.
Oto, co pisze na temat udziału chłopów w wojnie polsko-bolszewickiej abp Aleksander Kakowski: „Nie zagnała chłopów do wojny odezwa Witosa, którego przecież na to powołano na prezesa rady ministrów, aby pociągnął chłopów do wojska. Chłopi poszli do wojska, niestety, w małej ilości, bo do 1920 roku chłopi z Kongresówki mało czuli się Polakami” (SZCZEPAŃSKI, 1996, s. 85).
Jak podkreślałem, w pierwszej połowie lat 60. frazy: „Idą, idą, dzwonią im kajdany …” i „Hej, kto Polak, na bagnety!” były obecne w życiu kulturalnym Koła Teatralnego działającego przy Liceum Ogólnokształcącym im. Mikołaja Kopernika w Krośnie. Wcześniej, w 1883 roku, fraza „Hej, kto Polak, na bagnety!” przeszła ideologiczną transformację za sprawą Ludwika Waryńskiego, którego wizerunek w moich czasach licealnych widniał na czerwonym banknocie 100-złotowym, za który właśnie wtedy można było kupić jednego dolara. Waryński jako twórca partii „Proletariat” (1882), zamieścił w numerze pierwszym stworzonego przez siebie czasopisma „Proletariat” tekst Warszawianki Casimira Delavigne’a. Ów mariaż w Polsce międzywojennej popularny nie był, chyba że wśród robotników - ślusarzy takich jak Władysław Gomułka, którego mój ojciec pod koniec lat 20. spotykał w Białobrzegach (koło Krosna) w niedzielne słoneczne południa nad brzegiem Wisłoka, kiedy to przyjeżdżał w sierpniu z Poznańskiego pomagać rodzicom w żniwach. Gomułka stał wówczas nad opalonym na czekoladę nauczycielem, zasłaniając mu słonce i wykrzykiwał teksty prowokujące „do skruszenia kajdan”, nałożonych przez kapitalistów, po uprzednim założeniu bagnetu na broń. Ojciec, wysłuchawszy tego rodzaju argumentów, już więcej na brzeg Wisłoka nie wychodził, bojąc się, że zostanie eksmitowany na Kresy Wschodnie do szkoły z jedną klasą mieszczącą się w chacie chłopskiej i z jedną tablicą jak stolnica. Jak wyglądało nauczanie w roku szkolnym 1926–1927 na Kresach, we wsi Pacewicze koło Baranowicz, opisała moja matka, Julia, w swoich wspomnieniach (GORCZYCA, 2009, s. 16-18).
Z Ludwikiem Waryńskim zetknąłem się w 9. klasie, kiedy to mgr Helena K. poinformowała mnie, że będę recytować Elegię o śmierci Ludwika Waryńskiego (autor Władysław Broniewski) w Domu Kultury w Krośnie przy ul. Naftowej. Nie była to moja pierwsza recytacja, z jaką wystąpiłem w ramach pracy Koła Teatralnego. Tekst był sążnisty (13 strof czterowersowych). Pamiętam ciemną widownię przede mną i niezbyt mocne światło rzucone na moją sylwetkę. Tekst wygłosiłem bez zająknienia, nadając mu elegijny ton i akcentując szczególnie „palą się oczy otwarte”.
Waryński natchnął zaangażowaną ideowo w latach 30. osobę, która napisała tekst o cytowanym już incipicie i refrenie. Zacytuję tutaj dwie strofy tego tekstu, który był śpiewany na melodię rosyjskiego rewolucyjnego tekstu Kajdaniarz.
Wśród czarnych fabrycznych kominów
Kurzawy unosi się cień,
Robotniczych wiedzie stąd synów
Policji hufiec co dzień.
Idą, idą, dzwonią im kajdany,
Idą, idą, drżą przed nimi pany,
Idą, idą, nie ma dla nich tam,
Nie boją się kuli ni więziennych bram.
Za bramą więzienną, na schodach
Spotkali swych braci ze wsi,
Co w pańskich stracili zagrodach
Swe zdrowie i młode swe dni.
Idą, idą...
O tych, którym „dzwonią kajdany”, napisał Waryński Mazur kajdaniarski. Tekst jest profanacją tradycji kulturowych związanych z mazurem jako tańcem, podobnie jak profanacją jest zamieszczenie przez Waryńskiego w pierwszym numerze „Proletariatu” Warszawianki Casimira Dalavigne’a. Chwyt Waryńskiego, budującego socjalizm internacjonalistyczny, to prosta prefiguracja polskich wartości kulturowych polegająca na wymianie elementów (zamiast szlachty w mazurze - klasa robotnicza; tekst Warszawianki odniesiony do klasy robotniczej i odarty w ten sposób z wartości historycznych), a następnie na manipulacji spekulatywno-konstrukcyjnej. Dość powiedzieć, że mazur był jednym z tańców salonowych. Popularność zyskał w całej Europie (był b. popularny w Rosji). Mazur jest wesołym, dynamicznym tańcem, który często tańczono na szlacheckich dworach. Mój ojciec jako przedwojenny nauczyciel, jak wspominał, we fraku i białej kamizelce tańczył pod koniec lat 20. mazura w noc sylwestrową na Zamku Cesarskim w Poznaniu (klucze do Zamku przekazano cesarzowi Wilhelmowi II Hehenzollernowi w 1910 r.). „Szedłem w trzeciej parze z panią … (nie zapamiętałem nazwiska tej pani), otrzymaliśmy brawa od Pana Prezydenta Mościckiego” – wspominał. Wiarygodności temu zdarzeniu dodaje fakt, że w trzydrzwiowej dębowej szafie ojca w latach 50. wisiał frak z dwoma kamizelkami – czarną i białą. Bywało, kiedy podrosłem, wkładałem ten frak. Ojca nie było wtedy w mieszkaniu. Frak był prawie w sam raz na mnie, spodnie cokolwiek zbyt obszerne.
Tekst pieśni Idą, idą…, która była śpiewana przez masy pracujące w okresie międzywojennym, przekazała mi mgr Helena K. z poleceniem, abym nauczył się go na pamięć. Ja miałem recytować poszczególne strofy, a siedmiu kolegów stojących za mną powtarzało refren. Tak zamyślona przez nauczycielkę języka polskiego inscenizacja miała mieć miejsce w Domu Kultury w Krośnie w czasie akademii, zorganizowanej z okazji 1 Maja, w poniedziałek 1964 r.
W maju 1964 roku mierzyłem 1, 79 cm, natomiast rok wcześniej 1, 69 cm. 10-cio centymetrowy „skok wzwyż” spowodował, że byłem chłopakiem bardziej luźnym, bardziej pewnym siebie. Być może i to zdecydowało o tym, że nie miałem do tego tekstu najlepszego stosunku i nie najlepiej mi szło uczenie się go na pamięć. Dostrzegając mankamenty z tym związane mgr Helena K. powtarzała: „Ty, Gorczyca, już tak nie pracujesz nad tekstem jak kiedyś!”
Była niedziela. Poszedłem do kina. W trakcie seansu poczułem, że mam temperaturę. Po przyjściu do domu zmierzyłem ją. Termometr pokazał 38, 8 stopni Celsjusza. Jutro do szkoły nie pójdziesz – zawyrokował ojciec. To i dobrze, pomyślałem. Ale będzie granda w Domu Kultury i później. O tym, że w poniedziałek w czasie akademii pierwszomajowej miałem recytować wiersz, ojcu nie powiedziałem. Czy to miało jakieś znaczenie? Raczej nie. Po prostu „skruszyłem kajdany”.
Tak wydawało mi się tylko wewnętrznie. Konsekwencje mojej absencji podczas akademii pierwszomajowej były prawie „katowskie”. Dopiero wtedy „nałożono mi kajdany”, uprzednio poniżając. W czwartek zjawiłem się w liceum. Na lekcji języka polskiego w pewnym momencie podniosłem rękę, chcąc zabrać głos, tj. uzupełnić czyjąś wypowiedź o istotne kwestie. Dopiero wtedy mgr Helena K. zauważyła, że jestem obecny na jej lekcji. Prawie wykrzyknęła: „Ty, tchórzu!” Usiadłem. W klasie było jak makiem zasiał. Niebawem okazało się, że obniżono mi zachowanie do oceny dobrej. Było to tzw. „pół biedy”. Po kilku dniach mgr Helena K. poinformowała mnie, że odbiera mi rolę gen. Skrzyneckiego w Warszawiance – sztuce Stanisława Wyspiańskiego, którą nasza klasa „B” wraz z dwoma koleżankami z równoległej klasy żeńskiej, prowadzonej przez mgr Helenę K., miała wystawić w drugiej połowie września 1964 roku w Domu Kultury przy ul. Naftowej w Krośnie. Role rozdano wczesną wiosną. Do 1 maja opanowałem cały tekst kwestii, jakie na scenie miały paść z ust gen. Skrzyneckiego. Niebawem, po incydencie związanym z „Idą, idą, dzwonią im kajdany …” tekst roli gen. Skrzyneckiego mgr Helena K. przekazała koledze, który był doskonałym szermierzem, lecz do recytacji i gry na scenie zacięcia nie miał.
Zaraz po rozpoczęciu roku szkolnego 1964/ 1965 mgr Helena K. podeszła do mnie i zagadnęła: - Ty, Gorczyca, nie wziąłbyś roli gen. Skrzyneckiego? Nie namyślając się zbytnio, odpowiedziałem: - Tak, wziąłbym, zagram gen. Skrzyneckiego”. Do premiery pozostało dwa tygodnie, a ja tekst roli w czasie wakacji całkowicie zapomniałem. \
Siedziałem, leżałem na brzuchu na podłodze … Tekst roli gen. Skrzyneckiego opanowałem. Przymiarki fraka ojca się przydały. Niebawem miałem włożyć, jako gen. Skrzynecki, frak napoleoński, kapelusz, żabot, spodnie koloru ciemnogranatowego z dość grubego sukna z czerwonym lampasem. To wszystko jednak nie za sprawą mgr Heleny K. a za sprawą pana Janiczka, który przejął po niej reżyserowanie sztuki. Nie wchodzę dzisiaj dokładniej w powody, które spowodowały, że przejął naszą trupę aktorską pan Janiczek. W każdym bądź razie, w ciągu dwóch tygodni zorganizował bodajże trzy próby na scenie Domu Kultury. Wprowadził żelazną dyscyplinę. Oceniając nasze zachowanie na scenie w czasie prób, wykrzykiwał „To jest savoir vivre od dyszla!” Jako były aktor Teatru im. Juliusza Słowackiego załatwił dla nas w garderobie teatru stroje z epoki. Pojechaliśmy po nie furgonetką. Wraz ze strojami zjawił się w Krośnie starszy już pan – charakteryzator. Pierwsze wystąpienie w stroju z epoki zorganizowałem sobie sam. W kapeluszu, żabocie, fraku z epoletami i spodniach z lampasem przeszedłem się kilka razy obok szkoły ojca, tuż przy drodze, która wiodła do Żarnowca, gdzie na początku wieku XX mieszkała Maria Konopnicka.
Daliśmy cztery spektakle. Jeden w sobotę jako premierę i trzy po niedzieli w jednym dniu – każdorazowo przy sali wypełnionej po brzegi. Widzami byli uczniowie szkół średnich Krosna i okolicznych miejscowości.
Warszawianka, jak pisze Jan Nowakowski, jest syntetyczną wizją momentu dziejowego […], inscenizacją treści tego momentu, istotnych napięć wewnętrznych: kontrastów między bohaterstwem realnym a pozą „literacką” […], przeciwieństw miedzy maskowanymi ambicjami osobistymi a spełniającym się nieuchronnie ciągiem wydarzeń dziejowych. W Warszawiance nastąpiło odczytanie zbanalizowanych treści, jak tekstu pieśni Delavigne’a, w sposób odsłaniający realną ich zawartość, kontrast […] między bohaterską pozą a prostym spełnieniem obowiązku (2003, s. LXI).
Nowakowski ma rację. Tekst Delavigne’a wzywający Polaków do „walki na bagnety” w okresie powstania listopadowego z historycznego punktu widzenia, szczególnie zaś po upadku powstania styczniowego (1863-1864), stał się banalny. Wyspiański w Warszawiance, sztuce wydanej po raz pierwszy w 1898 roku, mocno polemizuje z tego rodzaju „nawoływaniem”, jest przeciwny manierze romantycznej, eksponującej zryw wolnościowy jako np. urzeczenie śmiercią. Zresztą symbolizm wiele z tej maniery odrzucił. W Nocy listopadowej autor Wesela poszedł jeszcze dalej. Postać Chłopickiego, który był przede wszystkim synem wojny i kosmopolitą, więcej żołnierzem aniżeli obywatelem i patriotą, przedstawił w świetle groteski (BARZYKOWSKI, 1883, s. 90; GORCZYCA, 2008, s. 163). Naniesione na tragedię powstania listopadowego przez Wyspiańskiego jako autora jednoaktowej sztuki słowa Warszawianki Delevigne’a podwajają banalność tekstu Francuza w sytuacji związanej z wydaniem 9 czerwca 1832 roku przez papieża Grzegorza XVI encykliki Cum Primum (BACZKOWSKI, 2006, s. 428). W encyklice papież potępił powstańców listopadowych, którzy wystąpili przeciwko władzy, pochodzącej od Boga. Dodam, że królem Polski był wtedy car Mikołaj I, który koronował się w katedrze św. Jana Chrzciciela w Warszawie w 1828 roku właśnie na króla Polski. Tym samym papież Grzegorz XVI poparł trzy rozbiory, jakich dokonały Austria, Prusy i Rosja w latach 1772-1795. Wyspiański, pisząc Warszawiankę, na pewno o tym wiedział. Anatema rzucona w 1832 roku na powstańców listopadowych nie została, jak dotychczas, przez Watykan odwołana. W tej sytuacji fragment Warszawianki, kiedy Chór śpiewa „Hej, kto Polak, na bagnety!”, a w czasie śpiewu na scenę wchodzi Stary Wiarus i przekazuje gen. Chłopickiemu meldunek z pola walki o kompletnym zniszczeniu 2 Dywizji Piechoty gen. Franciszka Żymirskiego i zwitek – różową (zakrwawioną) wstążkę, którą, jako białą, przekazała Maria swemu narzeczonemu, porucznikowi, Józefowi Rudzkiemu, odchodzącemu ku Olszynce Grochowskiej, jest dalej symbolem tragedii ludzkiej wołającej o odwołanie anatemy.
Jak odczytała mgr Helena K. cytowany przeze mnie fragment tekstu Delavigne’a? W latach 60., kiedy graliśmy Warszawiankę, znane były tylko pierwsze jej dwie strofy? Na pewno nie tak, jak Nowakowski. Dostrzegła w „bagnecie” i „kruszeniu kajdan” określone paralele między tym, co miało miejsce w 1831 roku a tym, do czego nawoływał Waryński, który tekstem Warszawianki manipulował. Sparodiował to na swojej karykaturze Mackiewicz. Czy fakt, że reżyserię po niej przejął były aktor Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, był spowodowany tego rodzaju rozumieniem sztuki Wyspiańskiego? Nie sądzę. Po prostu pan Janiczek narzucił nam mocną dyscyplinę i pokierował inscenizacją w sposób merytoryczny. Bez niego do premiery i kolejnych spektakli nie doszłoby.
Nikt z nas wówczas nie podejrzewał, że Wyspiański w tak zdystansowany sposób odniósł się do tekstu Delavigne’a. Sztuka nie była interpretowana ani w klasie, ani na spotkaniach w ramach Koła Teatralnego. Nie odbyło się ani jedno czytanie całościowe sztuki przy stole z ewentualnymi uwagami reżysera/ nauczyciela. Stąd ja, jako 17-letni chłopak, przekazywałem kwestie gen. Skrzyneckiego ze sceny tylko „w górnym orlim pędzie”.
Bibliografia
BACZKOWSKI, M. Kontynent europejski w latach 1789-1849. W: Wielka historia świata. Świat w latach 1800-1850. Red. A. Chwalba. Warszawa 2006, s. 255–462.
BARZYKOWSKI, S. Historia powstania listopadowego. T. II. Poznań 1883.
DELAVIGNE, C. Warszawianka. Tłum. Karol Sienkiewicz wolne lektury.pl>katalog>lektura>warszawianka-1831.
GORCZYCA, W. Stanisław Wyspiański. Mit maratoński w Nocy listopadowej. W: Tegoż, Briusow * Iwanow * Gumilow. Prawdy o micie, symbolu i historii. Bielsko-Biała 2008, s. 157–166.
GORCZYCA, W. Pamiętnik nauczyciela (1921 – 1969-1982).Cz. I. Bielsko-Biała 2009.
GORCZYCA, W.. Stanisław Haykowski (1902-1943). Ułan i malarz batalista. Bielsko-Biała 2018.
GORCZYCA, W. Ocalić od zapomnienia. Szkoła Podstawowa i Szkoła Powszechna w Turaszówce. Bielsko-Biała 2019.
KUNICKA, F. (red.) Idą, idą, dzwonią im kajdany … W: Polska pieśń rewolucyjna z lat 1918-1939. Warszawa 1950.
MACKIEWICZ, K. „Hej! Kto Polak, na bagnety!! Karykatura pl.wikipedia.org>wiki>Kamil_Mackiewicz.
NOWAKOWSKI, J. „Warszawianka”. W: Stanisław Wyspiański. Warszawianka. Lelewel. Noc listopadowa. Oprac. J. Nowakowski. Wrocław 2003, s. XLIII–LXII.
STRUMPH-WOJTKIEWICZ, S. Kawaleria Polski Odrodzonej. W: Księga Jazdy Polskiej. Kierownictwo i opracowanie Stanisław Haykowski. Warszawa 1938, s. 149–216.
SZCZEPAŃSKI, J. Społeczeństwo Mazowsza wobec bolszewickiego najazdu. W: Wojna polsko-bolszewicka 1920 roku na Mazowszu. Red. A. Koseski, J. Szczepański, Pułtusk 1996. Cyt. za: WYWIAŁ, P. Jak jednolity, niewzruszony mur … Społeczeństwo wobec wojny polsko-bolszewickiej Sierpień1920.pl>opracowania>jednolity>nie-wzruszon…
WROCZYŃSKI, K., LANKAU, J. Rozkwitały pąki białych róż … Pieśń legionowa .W: Pieśni patriotyczne YouTube.
WYSPIAŃSKI S., Warszawianka. W: S. Wyspiański. Warszawianka. Lelewel. Noc listopadowa. Oprac. J. Nowakowski. Wrocław 2003, s. 1–64.
Wojciech Gorczyca, profesor nauk humanistycznych. Maratończyk. W czasach licealnych przejawiał zainteresowanie recytacją. Występował w szkolnych inscenizacjach. Wiersze poetek rosyjskich, Mariny Cwietajewej i Zinaidy Gippius analizował w artykułach i monografii. Wiersze pisze przede wszystkim ‘od serca’, jakkolwiek przywiązuje dużą wagę do aspektów kulturowych. Ceni metaforę in absentia, fascynuje się mitologią grecką.
Mohlo by vás z této kategorie také zajímat
- AI ve službách doktoranda – příklad jazykovědného výzkumu (Jana Pikulová)
- Ekvivalence v právní terminologii (Vojtěch Adam)
- Od azbuky po zemljanku – ruské etnografické reálie v českém prostředí (Anna Caldrová)
- Един час по български език за бесарабските българи (Елена Руневска)
- Hororové motivy a jejich funkce v pohádkách Ludwiga Tiecka (Dominika Prchalová)