Slawiści polscy w maratonach
Wojciech Gorczyca
Jeśli chcesz zmienić swoje życie, przebiegnij maraton.
Emil Zatopek
1. Upadek
Główną motywacją do napisania tego tekstu jest zdarzenie związane ze startem Adama Kszczota w Maratonie Nowojorskim, rozegranym 9 listopada 2023 roku. Adam Kszczot jako polski lekkoatleta średniodystansowiec sprofanował w tym biegu kategorię godności pozostającą jedną z ważniejszych w sieci radialnej kategorii wolności. Przyjął medal wbrew regulaminowi. Dwa razy upadał, dwa razy został podniesiony i, koniec końców, doprowadzony do mety (Eurosport Polska …). Według mnie, powinien zostać zdyskwalifikowany i zwrócić medal organizatorom. Regulamin biegania, w tym biegania maratonu, ustala, co następuje: Należy samemu, bez pomocy z zewnątrz, pokonać trasę od punktu A do punktu B. Pomoc w powstaniu z ziemi skutkuje dyskwalifikacją. Niedopuszczalna jest pomoc z zewnątrz, uczestnik biegu cały dystans musi pokonać o własnych siłach. Kenijska biegaczka, Recho Kosgei, w Maratonie Warszawskim 28 września 2017 r. 800 m przed metą upadła. Odrzuciła pomoc jednego z maratończyków, bo to oznaczałoby dyskwalifikację (Sport …; MagazynBiegania …).
Okazuje się, że pokonanie królewskiego dystansu, jakim jest maraton, sprawia kłopoty nawet mistrzowi Europy i wicemistrzowi świata w biegu na 800 metrów (Adam Kszczot Wikipedia, wolna encyklopedia …). Przypomnę, że Adam Kszczot to m.in. trzykrotny zdobywca złotego medalu w biegu na 800 na Mistrzostwach Europy (2014 – 1:44:15; 2016 – 1:45:18; 2018 – 1:44:59, wicemistrz świata w biegu na 800 m z Pekinu (2015 – 1:46:08), halowy mistrz świata w biegu na 800 m (2018 – 1:47:47).
Rekord życiowy Kszczota w biegu na 10 km wynosi 32, 13 sek. Uzyskał ten wynik jako zawodowiec – średniodystansowiec. Karierę zawodową zakończył w 2022 roku. Wynik sugeruje, że po solidnym przygotowaniu do maratonu powinien bez problemu przebiec go w czasie 2, 40 – 2, 45 min. Należało popracować nad wytrzymałością biegową, przebiec np. dwie – trzy trzydziestki w okresie, kiedy robi się tzw. objętość. Kszczot tego nie uczynił, jakkolwiek miał w ciągu roku na pewno więcej czasu i możliwości aniżeli uczony biegający maratony. Końcówka była żałosna. 40 metrów przed metą samodzielnie nie mógł kontynuować biegu. Maratończyk, jeśli nie może wstać na trasie, to rezygnuje z biegu – po prostu go nie kończy. Maratończyk na trasie może upaść. Musi jednak podnieść się sam – z prostego powodu. Czy chce, czy nie chce, rekreuje sytuację hoplity, pierwszego maratończyka, który, biegnąc spod Maratonu do Aten biegł sam! Nikt nie pomógłby mu, gdyby upadł. Gdyby nie dobiegł do Aten, nie byłoby dzisiaj biegu maratońskiego!
A więc prawie wszystko sprowadza się do pracy, do solidnego przygotowania do startu w biegu maratońskim. Istotne jest tutaj gospodarowanie czasem – ile czasu można poświęcić bieganiu, pracując oraz to, czy bawimy się startem i udziałem w maratonie, czy też cieszymy się bieganiem i jednocześnie wykorzystujemy maksymalnie wolny czas, aby się do maratonu dobrze przygotować. Wydaje się, że Adam Kszczot przede wszystkim bawił się startem i udziałem w Maratonie Nowojorskim 2023 roku. Obnoszenie się medalem i podkreślanie w mediach swojej woli walki, według mnie, jest naganne. Mówię o tym jako humanista biegający w latach 80. i 90. maratony i piszący o maratonie.
2. Praca uczonego a bieganie maratonów
Jako kontrę przeciwko takiemu traktowaniu obowiązków i zachowania maratończyka proponuję przywołać określone zdarzenia związane z pracą naukową i udziałem w biegach maratońskich dwóch polskich slawistów: prof. dr hab. Grzegorza Przebindy i moim, też profesorem tytularnym. Będą to rozważania o przechodzeniu z drogi królewskiej z maratonem związanej na drogę królewską profesorską i odwrotnie.
Praca uczonego różni się, skrótowo rzecz ujmując, od każdej innej pracy tym, że uczony pracuje na trzech etatach. Zjawia się na uczelni, wykłada (też za granicą), prowadzi seminaria, promuje prace magisterskie i doktorskie, uczestniczy w pracach organizacyjnych na rzecz uczelni, jest na dyżurze, konsultuje. Praca związana z realizacją drugiego etatu ma często miejsce w domu – przy biurku, przy komputerze – w bibliotece, czytelni itp. (bywa też, iż uczony prowadzi badania w szkole, na uczelni, wśród zawodników zajmujących się profesjonalnie sportem). Praca tego rodzaju dopóty jest ukryta, dopóki nie ukaże się artykuł, recenzja, monografia, praca zbiorowa pod redakcją uczonego, dopóki nie okaże się, że magister został doktorem, doktor doktorem habilitowanym, a doktor habilitowany profesorem. Ten drugi rodzaj pracy nie daje się zmierzyć zegarem – jeden uczony pisze szybciej, inny wolniej, jeden pisze więcej, inny mniej. Jeden preferuje badania empiryczne, drugi nie. Dochodzi tutaj także członkowstwo w radach redakcyjnych, komisjach, stowarzyszeniach – mierzone miarą społeczną
Trzeci etat to wyjazdy na konferencje naukowe organizowane w kraju i za granicą oraz udział w realizacji różnego rodzaju grantów (też za granicą). W grę wchodzą także konferencje (warsztaty) organizowane przez uczonego w kraju (np. w uczelni macierzystej). Wielu uczonych awansuje naukowo, wielu wyjeżdża za granicę na konferencje, nie każdy zostaje profesorem tytularnym. Całkiem niewielu profesorów biega maratony. Jest to 1 procent, czy może 1 promil spośród wszystkich polskich uczonych. Ilu biega dystans królewski? Polski Związek Lekkiej Atletyki na to pytanie zapewne nam nie odpowie. Jak łączyć obowiązki zawodowe uczonego z bieganiem, nie mówiąc już o startach w maratonach? Jako odpowiedź można postawić, dwie tezy. Pierwsza: Nie jest łatwo. Czy ta umiejętność jest w ogóle ważna? W tym wypadku odpowiedzią jest ustalenie, rozumiane jako druga teza: Wysoka forma intelektualna rodzi się z mariażu psyche i fizis. Nie tylko. Dochodzi jeszcze emocja. Na ścieżce kognitywnej mamy bowiem do czynienia z przenikaniem się trzech elementów: intelektu, emocji i ciała. W tym wypadku interesuje mnie specjalnie „ja” uczonego jako maratończyka – „ja” obudowane kontekstem psychosomatycznym..
Mówiąc o udziale Profesora Przebindy i moim w maratonach, chciałbym najpierw rzucić swoje rozważania na szerszą wodę, tj. przywołać określone dane z zakresu semiotyki, psychosomatyki, historii i filozofii (Buczyńska-Garewicz, 1992, s. 24–26; Damasio, 1999, s. 10-12; Tatarkiewicz Wł., 2002, t. I, s. 104–121; t.II, s. 45–56; Wolność …). Podkreślmy, że cogito nie jest jeszcze myślą. Myślą staje się dopiero rozumowanie, albo inaczej: znak. Znak odnosi się do przedmiotu, zastępuje przedmiot, czyli jest jego reprezentacją. Żeby być reprezentacją, musi być w swej funkcji uchwycony, czyli musi zostać odczytany jako reprezentacja czegoś innego, a nie tylko coś wprost samo obecnego. Mamy tutaj do czynienia z relacją wytworzoną przez szczególny związek trzech elementów: znak, uchwycenie zastępowania, reprezentacja czegoś innego. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że tego rodzaju rozumowanie prowadzić będzie do próby zmetaforyzowanego ujmowania przedmiotów, czynności i zjawisk (rozumianych jako znak), interpretowanych jako reprezentacja podstawowej kategorii, podstawowego znaku, jakim jest MARATON. W uchwyceniu zastępowania tej kategorii istotne okaże się pojęcie DYSTANS KRÓLEWSKI, którego pokonywanie wiąże się z WOLNOŚCIĄ, ze ZMĘCZENIEM – również RADOŚCIĄ
Drugą podstawową kategorią-wartością i znakiem jednocześnie jest NAUKA. I tutaj w uchwyceniu zastępowania tej kategorii, istotne będzie pojęcie DYSTANS KRÓLEWSKI, którego przemierzanie łączy się podobnie z WOLNOŚCIĄ, ze ZMĘCZENIEM oraz RADOŚCIĄ (też z awansu).
Jeśli chodzi o bieganie maratonu, to wiele zależy, jak pisze Profesor Grzegorz Kołodko, od charakteru i wewnętrznej dyscypliny, bieganie, według niego, pomaga w koncentracji, uodparnia na stres, odpędza od człowieka choroby, dzięki bieganiu jest w stanie więcej pracować ( Festiwal Biegów …).
Kto, antropologicznie i biomechanicznie rzecz ujmując, ma charakter kulomiota i, siłą rzeczy, preferuje pchanie, wypychanie, podrzucanie (Yi-Fu-Tuan, 2001, s. 152–163), to bieganie, szczególnie długodystansowe, nie będzie, delikatnie rzecz ujmując, dla niego radością. Będzie biegać dłuższy dystans (np. 10 km) w ramach realizacji celów treningowych, ale często po jego przebiegnięciu narzekać i sarkać. Będą to często ukryte sądy, przejawiające się w braku, określmy to eufemistycznie, szacunku dla długiego dystansu i feerii kolorów bijącej z przydrożnych łąk.
Maraton jest dystansem królewskim i chociażby z tego powody należy go traktować z najwyższym szacunkiem. Aby być „wiernym swemu królowi”, należy przede wszystkim być wewnętrznie zdyscyplinowanym i potrafiącym skutecznie mediować na linii: praca – obowiązki rodzinne (jeśli jest żona i dzieci) – trening – starty w maratonie – przeciwnicy. Dystans królewski wymaga poznania jego źródeł kulturowych. W interesującej mnie triadzie (znak – uchwycenie zastępowania – reprezentacja czegoś innego) tradycja kulturowa ze starożytną Grecją związana mówi, iż funkcjonowała tutaj monarchia arystokratyczna (do VII wieku p.n.e.). Spośród najważniejszej warstwy arystokratycznej wywodził się ród panującego basileusa – króla jako najwyższego sędziego i kapłana składającego ofiary bogom (Krawczuk, 2005, s. 44–45) Arystoteles podkreślał, iż król dąży do piękna moralnego, a straż króla stanowią obywatele (tyrana – najemnicy). Tradycja uznawała miasto-państwo Ateny za dzieło króla Tezeusza. Pierwotnie Ateny były królestwem. Z czasem królowi uprawnienia odbierano. W czasie bitwy pod Maratonem basileusowi – królowi pozostał tylko tytuł (archont basileus) i prawo składania bogom ofiar (Gorczyca, 2004, s. 11–12).
Istotne, w kontekście operacji związanej z uchwyceniem zastępowania, jest stwierdzenie Arystotelesa o królu dążącym do piękna moralnego. Pojęcie bieg maratoński dające się zastąpić pojęciem dystans królewski generuje właśnie kategorię piękna moralnego, tj. poświęcenia w imię idei wyższych – wolności przede wszystkim, wejścia w sferę sacrum. U podstaw tego „wejścia”, nie tylko w sensie fizis, leży zmęczenie. Tego rodzaju reprezentacja biegu maratońskiego daje się odnieść do dystansu, jaki przemierza uczony, osiągając poszczególne stopnie i tytuły. Stając się profesorem tytularnym, wchodzi na drogę królewską. Zgodny w badaniach z prawdą, wychodzi poza stereotypy, usamodzielnia się. Pisząc dzisiaj o satrapii wschodniej w czasach Iwana Groźnego, wskazuje na niebezpieczeństwo tej ‘tradycji’ dla Europy (Gorczyca, 2012). Jest godny zaufania.
Droga do tytułu profesora nie zawsze jest krótka, niekiedy skomplikowana i związana z kryzysami jak w maratonie – jest drogą do wolności, do samodzielnego podejmowania istotnych decyzji w kwestii odkryć naukowych. Warto na tej drodze uchwycić podobieństwa między definicjami wolności, których autorami są Arystoteles, Kartezjusz, Maurice Merleau-Ponty oraz Erich Fromm po to, aby skontrastować je z fragmentem poematu Kornela Ujejskiego pt. Maraton, w którym mowa o braku godności. Według Arystotelesa, wolności, aby zaistniała jako dobro, potrzebny jest akt woli i szczególna zdolność podejmowania decyzji, co kojarzy się z przywołaniem pojęcia wewnętrznej dyscypliny. Kartezjusz twierdzi, że wolność jest źródłem godności człowieka, a indeterministyczne pojęcie wolności jest jej pierwszym stopniem. Z kolei, według Maurice’a Merleau-Pont’ego, wolność jest fundamentem bycia człowieka, także, a może przede wszystkim w szczególności wtedy, gdy wolność ta spotyka się z oporem. Dla Ericha Fromma wolność nie oznacza wolności od wszelkich wiodących zasad. Wolność jest wolnością do rozwoju zgodnego z prawami struktury egzystencji ludzkiej.
W definicjach zwracają uwagę cztery kategorie: dobro, godność, opór oraz prawo (prawa). One to pozwalają uchwycić zależność między nimi a pojęciem biegu maratońskiego jako dystansu królewskiego – dystansu, rozumianego też jako praca uczonego, co tworzyć może nowe reprezentacje. Warto zwrócić uwagę w tym aspekcie na kategorię ‘oporu’. Zarówno w przypadku treningu maratończyka jak i pracy uczonego, związanej z analizą określonych problemów, przełamywanie ‘oporu’ prowadzi do przejścia w sferę nowej przestrzeni, która jest zwycięstwem (radością). Kwestię godności, immanentnej cechy wolności, podniósł do rangi ‘bohatera’ Kornel Ujejski w mowie Militiadesa:
Kto chce być sługą, niech idzie, niech żyje,
Niech sobie powróz okręci o szyję,
Niech własną wolę na wieki okiełza,
Pan niedaleko, – niech do niego pełza.
(K. Ujejski, Maraton …)
Godność jako wolność obronił 12 września 490 r. p.n.e. wysiłek „nadprogowy” hoplity – wysłannika Militiadesa. W kwietniu 1896 roku wolność jako godność zyskała nową reprezentację we wprowadzonym do programu I Nowożytnych Igrzysk Olimpijskich przez uczonego, językoznawcę, twórcę semantyki i znawcę historii starożytnej Grecji oraz jej mitologii, prof. Michela Bréala, biegu maratońskim oraz jego zwycięzcy, greckim pasterzu i woziwodzie o imieniu Spyros (Spirydon Luis).
Bieganie powinno sprawiać przyjemność, radość, satysfakcję. Kto narzeka na zmęczenie, na „pot i łzy”, ten nie podoła bieganiu dłuższych dystansów (np. 15- u czy 20- u km). Pokona go nie tylko ból w stawał łokciowych, znużenie wynikające z niezmiennego rytmu kroków, no i… wolno przesuwającego się z lewej i prawej strony krajobrazu bez względu na to, jaki on by nie był atrakcyjny. Natomiast kiedy biegnie się „piętnastkę” lub „dwudziestkę” na luzie – radośnie, można podywagować: biec szybciej czy nie, czy biegnę zgodnie z założeniami, czy nie, czy nie przesadzam z tym tempem, ustalić, czy na seminarium nie dodać studentom dodatkowej lektury.
Jak biec na luzie, jak cieszyć się bieganiem, aby nie bać się zmęczenia? Interesującej odpowiedzi na to pytanie udziela maratończykom Jacek Skarżyński. Według niego, decydują o tym dwie kwestie. Odpowiednie przygotowanie wytrzymałościowe oraz skuteczność walki z ułomnościami psychiki. Maraton obnaży braki w treningu, nadmiar ambicji, lekkomyślność, także naszą umiejętność radzenia sobie „z głupimi myślami” podpowiadającymi nam, by zejść z trasy w momentach zwątpienia (Czy maratończycy boją się zmęczenia? Maratończyk …). Jeśli chodzi „o głupie myśli”, to pojawiły się one u mnie dwa razy. Na 30. kilometrze Maratonu Warszawskiego we wrześniu 1994 roku (biegłem po 5. letniej przerwie) i 16. kilometrze Maratonu Wrocławskiego, rozegranego 30 kwietnia 2000 roku, kiedy temperatura powietrza sięgała + 30 stopni.
Aby nie bać się zmęczenia, trzeba realizować trening, pisze Skarżyński, w trakcie którego trzeba się solidnie zmęczyć – biegać z szybkością nadprogową. Amator maratończyk, chcąc uzyskiwać coraz to lepsze wyniki, niewątpliwie, powinien tak postępować.
Pojęcie szybkości nadprogowej chciałbym krótko odnieść do prób podejmowania przeze mnie „morderczego” treningu i do treningu hoplitów. W marcu i kwietniu 1995 roku (start w maratonie, 30 kwietnia) nadprogowo biegałem interwały wkomponowane w półroczną całość treningową: 10x 1000 m (3, 40 sek. każdy km – z przerwą 4 min.); 3x 3 km (3,45 – 3,50 sek. każdy kilometr – z przerwą 4 min.; 6x 400 m (każde 400 m w tempie 1 min. z półtoraminutową przerwą; 10x 200 m (każde 200 m w tempie 28 sek. z minutową przerwą). Bieganie z nadprogowa szybkością przyczyniło się m.in. do tego, że prawie po 5 latach niebiegania uzyskałem czas tylko niecałe 18 sek. gorszy od rekordu życiowego z Maratonu Warszawskiego rozegranego 27 września 1980 roku (3: 29: 43 w wieku 33 lat). 1995 rok był specjalny. Wiosną i latem tego roku, kiedy miałem 48 lat, dysponowałem wyjątkowo dużą ilością wolnego czasu w tygodniu. Tylko wtedy, w okresie listopad – wrzesień, biegałem codziennie.
Nadprogowo na pewno biegali hoplici. Bieg hoplitów został wprowadzony do programu Igrzysk Olimpijskich w 520 r. p.n.e. W ostatnim (czwartym) dniu Igrzysk miały miejsce biegi hoplitów (hoplitodromos) na 2–8 stadionów (przeważa pogląd, że były to dwa stadiony) w hełmie, z nagolennikami oraz tarczą o średnicy 1 m. W świątyni Zeusa czekało na nich 25 tarcz o średnicy 1 m i tej samej wadze. Były to więc biegi o charakterze przedłużonego sprintu (mogły być także średniodystansowe). Hoplici jako ciężkozbrojna piechota dużo maszerowali, fragmentami biegali. Oprócz tego najlepsi musieli odpowiednio trenować. Przed startem w Igrzyskach Olimpijskich każdy zawodnik składał przysięgę, że solidnie trenował. Trening rozpoczynał się 30 dni przed Igrzyskami i był niezwykle twardy (Kronika Sportu, 1993, s. 36).
Biegu hoplity spod Maratonu do Aten w tej sytuacji nie należy, jak to się dzisiaj jeszcze zdarza, rozpatrywać w sferze mitu czy legendy. Zresztą umiejętności biegowe hoplitów potwierdza ich sprint w bitwie z Persami. Około 200 metrowy sprint pozwolił skrócić szybko dystans dzielący ich od Persów i uniknąć morderczych strzał perskich łuczników (biegło sprintem około 10. tysięcy hoplitów (10 fyl), odpowiednio podzielonych na szeregi – 4 szeregi w centrum, 8 szeregów na skrzydłach, co wymagało wcześniejszego treningu. Możliwości biegowe hoplity greckiego potwierdza dzisiaj Jacek Skarżyński swoimi wynikami: maraton 2, 11, 42 sek.; 1500 m 3, 50, 8 sek. Ma się z czego cieszyć.
Uczony, jako maratończyk amator, kończący maraton z czasem, 3:23:43 oraz15 km z czasem 1:03:28 również. Te czasy należą do prof. Przebindy (przebindapisze.pl) i do mnie (5. Międzynarodowy Bieg …). Czyż nie należy się pierwszemu i drugim apostrofa z ody Do Radości Fryderyka Schillera: „O radości, iskro bogów, Kwiecie Elizejskich Pól” a także bilet na balet Święto Wiosny z muzyką Igora Strawińskiego? Radość z osiągniętego czasu (3:25:44 ) w Maratonie Paryskim 15 kwietnia 2012 roku wyraził Prof. Przebinda wprost, nazywając ten dzień najszczęśliwszym dniem w życiu.
Biegający uczony cieszy się z osiągniętych wyników na trasie maratonu a również z opublikowanych monografii. Pierwsze wspomaga drugie, drugie wspomaga pierwsze. Zmęczenie i znużenie wynikłe z nadprogowej pracy naukowej nie mija jednak tak szybko jak zmęczenie po interwałach – nawet po maratonie. Nadprogowo naukowiec nie powinien pracować.
Aby radość z biegania i pracy naukowej wzięła górę nad zmęczeniem i znużeniem (nawet bólem – wykluczam tutaj poważniejsze kontuzje), do głosu musi dojść wewnętrzna dyscyplina. Pamiętajmy jednak, że „Niezmącona radość życia nie jest udziałem śmiertelnych”. Na drodze królewskiej – czy to maratończyka, czy profesora zawsze coś boli – w sensie fizis i psyche.
Jeśli chodzi o śmiertelnych, to uczucia są bezpośrednią percepcją określonego obszaru – obszaru ciała. Kwalifikowanemu pozytywnie lub negatywnie stanowi ciała towarzyszy odpowiedni tryb myślenia: szybki i bogaty w nowe idee, gdy stan ciała leży w pozytywnym i przyjemnym zakresie spektrum, czy też spowolniony i uporczywie powtarzający te same wątki, gdy stan ciała zbliża się do zakresu bólu (Damasio, 1999, s. 20–24).
W bieganiu maratonów oraz pracy uczonego, podkreślę to jeszcze raz, tak samo ważny jest umysł jak ciało i emocje (uczucia). Problem wiąże się z umiejętnością „gospodarowania”, tj. kwalifikowania pozytywnego lub negatywnego stanu ciała. Kiedy wcześniejsze zmęczenie wywołane bieganiem, startem w maratonie początkowo kwalifikowane negatywnie (np. ból) szybko przeradza się w pozytywne, a to oddziałuje na stan umysłu maratończyka uczonego – na myślenie szybkie i bogate w nowe idee. Bywa, że na trasę trzeba wyjść po wypiciu cytryny z miodem o 6 rano, kiedy jest jeszcze ciemno, po to, by zdążyć na wykład i interesująco oraz sprawnie go poprowadzić. Bywa, że trzeba żywo potruchtać 10 km wieczorem przy świetle księżyca. Wziąć prysznic, zjeść kolację i zasiąść do komputera.
W pracy naukowej, jakkolwiek liczy się systematyczność, to wysokie wyniki osiąga się często skokowo. Tak było w moim przypadku. Pracę doktorską i habilitacyjną napisałem, nie pracując na uczelni. Między obroną pierwszej a kolokwium habilitacyjnym upłynęło 19 lat (1983 – 2022). Tematyka doktoratu była związana z literaturoznawstwem – dramat. Od 1983 do 2000 roku zajmowałem się przede wszystkim językoznawstwem-glottodydaktyką, dokonując rzadkich ekskursów w rejony literaturoznawcze. Systematycznie literaturoznawstwem zająłem się po 2002 roku, przesuwając językoznawstwo-glottodydaktykę na plan drugi. Wszedłem wówczas na o wiele wyższy stopnień wtajemniczenia naukowego aniżeli miało to miejsce w latach 80.
Samodyscyplina, jeśli chodzi o realizację założonych planów dotyczących udziału w maratonie, istotna jest także w przypadku wyjazdu za granicę i udziału w konferencjach naukowych. Janusz Kusociński, kiedy płynął 5 dni i nocy z Cherbourga do Nowego Jorku na Olimpiadę w Los Angeles w 1932 r., biegał codziennie wokół pokładu (300 m) z Finami. W ten sposób utrzymywał się w dobrej formie (Kusociński, 1957, s. 235–240). Uczony – maratończyk, wyjeżdżając na konferencję naukową za granicę, bierze ze sobą dres i adidasy. 4–5 dni (bywa i więcej), jakie potrzebne mu są na wyjazd i powrót oraz udział w konferencji, w tym czytanie własnego referatu, nie mogą przepaść bezpowrotnie. Dwa – trzy dni powinno się, więcej niż rekreacyjnie, pobiegać. Trzy dni bez żywego ruchu to, podobno, 5% spadku formy. Zaległości w pracy naukowej, kiedy w grę wchodzą tzw. czynniki wyższe, można nadrobić szybciej aniżeli zaległości w treningu. Będąc w nienajlepszej formie, czytałem w szpitalu Polskę Piastów, Polskę Jagiellonów i Rzeczpospolitą Obojga Narodów Pawła Jasienicy, a kilkanaście dni po operacji, po wstaniu z łóżka zacząłem pisać wolno artykuł.
Będąc w podobnej formie, absolutnie nie można biegać. Rekonwalescencja trwa długo, niekiedy bardzo długo. Stawia to pod dużym znakiem zapytania przyszłe plany startu w maratonach. Forma ciała zależy jednak od formy umysłu i rodzaju emocji. Pozytywne myślenie połączone z pozytywnymi emocjami generuje wyższe wartości kwalifikujące ciało najpierw do powolnego wysiłku, do przebiegnięcia choćby jednego kilometra, a następnie do startu w maratonie. Maratończyk amator nie korzysta z usług medycyny sportowej stawiającej w cudowny sposób na nogi. Musi, po zejściu z łóżka szpitalnego, radzić sobie sam.
Kończąc rozważania na linii semiotyka, psychosomatyka, historia, filozofia i elementy treningu sportowego, wypada dodać, że wielu profesorów uzyskuje w swojej pracy naukowej wyniki, które kwalifikują ich do czasu lepszego aniżeli 2 godz. w maratonie. To dyktuje nieodparcie nasuwający się wniosek: czas profesora na jego dystansie królewskim z nauką związanym nie da się mierzyć chronometrem jadącym na samochodzie wyprzedzającym czołówkę maratonu. W maratonie jednemu czasowi podlegają wszyscy. W nauce, nie. Tutaj czas jest konsumowany subiektywnie.
A jak, dokładniej, jest konsumowany?
3. Dwie drogi królewskie. Prof. dr hab. Grzegorza Przebindy i prof. dr hab. Wojciecha Gorczycy
Prof. dr hab. Grzegorz Przebinda, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego (1983 r.), jest cenionym kulturoznawcą i literaturoznawcą, specjalistą z zakresu szeroko rozumianej kultury Rosji, w tym przede wszystkim jej aspektów religioznawczych i filozoficznych. Posiada w swoim dorobku naukowym około 400 publikacji (w wielu językach obcych), w tym 10 monografii. Ma duże osiągnięcia w zakresie przekładoznawstwa. Przetłumaczył i komentarzem literackim opatrzył powieść Michała Bułhakowa Mistrz i Małgorzata. Tytuł profesora nauk humanistycznych otrzymał w 2002 roku, mając zaledwie 43 lata. Oto ważniejsze publikacje: Włodzimierz Sołowiow wobec historii, „Arka”, Kraków 1992; Od Czaadajewa do Bierdiajewa. Spór o Boga w myśli rosyjskiej 1832–1922, Państwowa Akademia Umiejętności, Kraków 1998.; Zaułki Mistrza Wolanda, Oficyna Literacka, Kraków 2000; Między Moskwą a Rzymem. Myśl religijna w Rosji XIX i XX wieku, „Znak”, Kraków 2004; Piekło z widokiem na niebo. Spotkania z Rosją 1999–2004, „Znak”, Kraków 2004 (Grzegorz Przebinda Wikipedia – wolna encyklopedia …).
Jeśli chodzi o zainteresowania naukowe, to łączy mnie z Profesorem Przebindą Michał Bułhakow oraz jego powieść Mistrz i Małgorzata (np. moje artykuły O czasoprzestrzennym centrum w twórczości Michała Bułhakowa, „Slavica Wratislaviensia”, LXXIV 1992; Groteska i parodia w portretowaniu władcy u Mikołaja Gogola i Michała Bułhakowa „Studia Slavica”, XV, Ostrawa 2011, s. 41–51 oraz wystąpienia na konferencjach międzynarodowych: w Regensburgu (sierpień 1994 r.) z referatem O czasoprzestrzennym centrum w Mistrzu i Małgorzacie Michała Bułhakowa oraz w Kijowie (czerwiec 1995 r.) z referatem Kategoria śmiechu w Mistrzu i Małgorzacie Michała Bułhakowa. Innych naukowych analogii można się dopatrzyć w zainteresowaniach twórczością Włodzimierza Sołowiowa (np. mój artykuł Szechina a Wieczna Kobiecość u symbolistów rosyjskich, „Slavica Litteraria”, 1/ 2023 oraz Wschodni utopizm Włodzimierza Sołowiowa i symbolistów rosyjskich, w: Problemy utopii i antyutopii w literaturach słowiańskich i historii Słowian. Red. naukowa W. Gorczyca i I. Pospišil, Wyd. Naukowe ATH, Bielsko-Biała 2014, s. 167–182.
Profesor Przebinda pełnił wiele zaszczytnych funkcji administracyjnych. Był dyrektorem Instytutu Filologii Wschodniosłowiańskiej UJ oraz kierownikiem Katedry Kultury Słowian Wschodnich. W latach 2012–2020 przez dwie kadencje pełnił funkcje rektora Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej (dzisiaj Państwowa Akademia Nauk Stosowanych) im. S. Pigonia w Krośnie.
Czas pracy w Krośnie i pełnienie funkcji rektora to jednocześnie, obok rozwijania swych możliwości związanych z uprawianiem nauki, trening. Właśnie w tym okresie Profesor Przebinda rozwinął się jako maratończyk. Wcześniej, jak wspomina, dłuższe bieganie zaczynał na Krakowskich Błoniach. Tutaj przygotowywał się do swojego pierwszego maratonu w Krakowie – 25.04. 2010 r. (czas: 3:29:30). Początkowo współpracował z trenerem mgr Andrzejem Zatorskim z Chyrowej w Beskidzie Niskim i biegał 6 razy w tygodniu (80 km).
W latach 2012–2018 przebiegł 12 maratonów. Biegał m.in. w Moskwie (9.09. 2012 r. – 3:23:38 – rekord życiowy); Sewilli (23.02. 2014 r. – 3:30:32); Walencji (16.11.2014 r. – 3:28:37) i Bostonie (20.04. 2015 – 3:49:17). Związał się wówczas z trenerem, znanym biegaczem, Andrzejem Lachowskim (przebindapisze.pl).
Między 2018 a 2021 rokiem odnotowujemy w startach Profesora Przebindy przerwę spowodowaną perturbacjami zdrowotnymi. Trzyletnia przerwa w karierze maratończyka amatora może zakończyć intensywne bieganie. Tak się z Profesorem Przebindą nie stało. Powrócił na trasę. Ograniczył wszelako swoje starty do jednego maratonu rocznie: Ateny (14.11. 2021 – 4:42:24); Berlin (25.09. 2022 r. – 4:42:20); Amsterdam (15.10. 2023 r. – 5:04:43). Występ w Amsterdamie 64. letniego maratończyka i uzyskany czas zasługuje na uznanie.
Dla Profesora Przebindy bieg (poranny) to nie tylko czas treningu fizycznego, ale też duchowego, czas na przemyślenia, które potem procentują podczas pracy. Świat jest piękny, pisze, zwłaszcza latem, gdy kwitną kwiaty na łąkach. Jest to w jakimś sensie sposób na życie, by biegać 2–3 maratony w roku, w pięknych miastach (np. w Paryżu, Petersburgu, Sewilli, Walencji, Rzymie, Kijowie, Atenach i Amsterdamie), wśród pięknych krajobrazów. By to uczynić, podkreśla, trzeba się odpowiednio przygotować, biegać codziennie, co czasem, przy innych obowiązkach, jest prawdziwym wyzwaniem. Liczy się dla niego przede wszystkim ukończenie maratonu – nie wynik, jakkolwiek z niektórych wypowiedzi wynika, że z dobrego czasu uzyskanego na mecie cieszy się niezmiernie. Taki sposób percepcji biegu maratońskiego odkrywa Profesora Przebindę jako humanistę (profesora nauk humanistycznych), który ma bardzo pozytywny stosunek do sportu amatorskiego. Kilkuletnie bieganie Profesora Przebindy w okolicach Krosna (80–90 km) tygodniowo łączy się z moją drogą życiową, na której w latach 1954–1965 znalazło się właśnie Krosno (ściślej, Turaszówka), gdzie złożyłem maturę.
Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że średnia światowa biegania amatorskiego maratonów osiągana przez mężczyzn wynosi 4 godz. 12 min., to wyniki Profesora Przebindy (przynajmniej w 8–9 maratonach) trzeba ocenić jako bardzo dobre – grubo poniżej tej średniej. Charakterystyczne jest to, iż Prof. Przebinda zaczął biegać dystans królewski (pierwszy maraton w 2010 r.), osiągnąwszy wcześniej wolność na dystansie królewskim uczonego, tj. po zostaniu profesorem tytularnym (2002 r.).
A jak było ze mną? Odwrotnie. Najpierw wchodziłem na drogę królewską z maratonem związanym (pierwszy maraton 1980 r.) a później na dystans królewski prowadzący do tytułu profesora (lata 2002–2012).
Posiadam dwie specjalizacje: literaturoznawstwo i językoznawstwo-glottodydaktyka. Studia w Uniwersytecie Wrocławskim w latach 1972–1977 ukończyłem z wyróżnieniem. Pracę doktorską z zakresu literaturoznawstwa obroniłem w 1983 r. Pracowałem na stanowisku adiunkta w Oddziale Doskonalenia Nauczycieli we Wrocławiu w latach 1982/1991, a następnie w Wojewódzkim Ośrodku Metodycznym jako konsultant języków obcych (do 1996 r.). Pełniłem w tych instytucjach funkcję kierownika Zakładu/ Pracowni Języków Obcych (do 1995 r.). W latach 1996–2001 współpracowałem z warszawskim Wydawnictwem „Rea”, publikując komplety podręcznikowe i poradniki metodyczne. W tym czasie opublikowałem rozprawę habilitacyjną Znaczenie i rozumienie w procesie recepcji i tworzenia tekstu obcojęzycznego („Rea”, Warszawa 2000), a następnie podjąłem pracę w Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej (dzisiaj Uniwersytet Bielsko-Bialski). Kolokwium habilitacyjne zaliczyłem w Uniwersytecie Łódzkim (22 października 2002 r.). Jestem autorem glottodydaktycznej teorii „Unaocznienie rzeczywistości w języku”, która znalazła swe miejsce w szerokim procesie aplikacyjnym (publikacja podręczników, proces dydaktyczny, prace magisterskie pisane na bazie podręczników) i została pozytywnie zweryfikowana w wyniku przeprowadzonych wcześniej badań eksperymentalnych (luty–czerwiec 1998 r.) na populacji 300 uczniów z pięciu województw (warszawskiego, włocławskiego, katowickiego, lubelskiego i rzeszowskiego). Jako literaturoznawca proponuję koncepcję metodologiczną w dziedzinie kulturowej teorii literatury, łącząc lingwistykę kognitywną z krytyką mitograficzną i tekstualnym historyzmem. W analizach poświęconych literaturze rosyjskiej interesuje mnie specjalnie dyskurs władzy (W kręgu języka, literatury i nauczania, 2017, s. 11–23).
W czasie pracy w Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej (2002–2017) opublikowałem 5 autorskich monografii naukowych (ogółem 7), dwa podręczniki akademickie, jestem redaktorem 6 monografii wieloautorskich (np.: Briusow * Iwanow * Gumilow. Prawdy o historii, micie i symbolu, Wyd. Naukowe ATH, Bielsko-Biała 2008.; Iwan IV Groźny. Portret kulturowy władcy, Wyd. Naukowe ATH, Bielsko-Biała; Utopizmy Lwa Tołstoja (1852–1869), Wyd. Naukowe ATH, Bielsko-Biała 2015; Problemy utopii i antyutopii w literaturach słowiańskich i historii Słowian, Red. W. Gorczyca i I. Pospišil, Wyd. Naukowe ATH, Bielsko-Biała 2014. Ponadto jestem autorem 92 artykułów i recenzji Np.: O interdyscyplinarności glottodydaktyki, „Języki Obce w Szkole”, Nr 2 2002; Biegacze Prometeusza, „Studia Slavica” XI, Ostrawa 2007; Utopia chlopska w Wojnie i pokoju Lwa Tołstoja, „Studia Litteraria”, Nr 16, Brno 2013; Beatrycze w postmodernistycznej konceptualizacji Wasyla Aksionowa, w: Współczesny Świat Słowiański, pod red. K. Ferugi i A. Ostrowskiej-Knapik, „Verbum”, Praha 2016. Wypromowałem 60 prac licencjackich, 39 prac magisterskich oraz 2 prace doktorskie.
Tytuł profesora otrzymałem w 2015 r. (odpowiednią dokumentację złożono w Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej w 2012 r.), w wieku 68 lat. W mojej pracy naukowej dają się wyróżnić trzy okresy (pierwszy, 1979–1994; drugi, 1995–2000; trzeci, 2002–2017 (W kręgu języka …, 2017, s. 13–23). Pierwsze dwa są ściśle związane z bieganiem maratonów i startem w innych biegach ulicznych. Źródło zainteresowań bieganiem długodystansowym wynika z młodzieńczych fascynacji koszykówką, pływaniem i lekkoatletyką (Wiesław Langiewicz, Mark Spitz, Zdzisław Krzyszkowiak, Jerzy Chromik, Kazimierz Zimny). W miarę systematycznie biegać zacząłem w 1979 roku (pierwsze 10 km w biegu ciągłym). W pierwszym maratonie (Maraton Warszawski, 27 wrzesień 1980 r.) uzyskałem swój najlepszy czas (3:29:43 – na półmetku 1, 26 min.). Od 30 km biegłem (raczej truchtałem) z kontuzją pięty. Przygotowania do tego maratonu łączyłem z pisaniem rozprawy doktorskiej (w lipcu i sierpniu biegałem 3 razy w tygodniu po południu (unikając upału) – od 17.00 do 18.00–18.30 (10 – 18 km). Od 8.00 rano do około 13.00–14.00 czas spędzałem nad książką lub za maszyną do pisania. Wieczorem (czasem nocą) po treningu dokonywałem korekty tekstu, wyznaczałem plan działania na następny dzień. Zaliczyłem wtedy jedynie dwa biegi dwugodzinne. Start w pierwszym maratonie był więc dość ryzykowny. Były to jednak czasy pionierskie biegania maratonów w Polsce, a ja, pracując na dwa etaty w szkole i pisząc rozprawę doktorską, w dużym stopniu powodowałem się emocją – w zbyt dużym, tak sadzę dzisiaj.
W październiku 1989 r .i marcu 1990 roku przeszedłem dwie operacje związane z ostrym zapaleniem pęcherzyka żółciowego. Spowodowało to zapaść zdrowotną, która trwała do końca 1993 r. Po krótkim przygotowaniu (poł. lipca – 20 wrzesień 1994 r.) zdecydowałem się pobiec Maraton Warszawski 25 września. Przebiegłem w czasie 4: 53:24 (limit: wtedy 6 godz., Komplet Wyników Maratonów Warszawskich, 1997, s. 137). Dało to motywację do ostrej pracy treningowej, przede wszystkim zaś do przewartościowania swojej metodologii badań w zakresie językoznawstwa-glottodydaktyki i literaturoznawstwa. Zacząłem myśleć szybciej. Zainteresowałem się lingwistyką kognitywną (miękką jej wersją) i poetyką kognitywną. Jednocześnie zainteresowałem się głębiej korzeniami kulturowymi biegu pierwszego maratończyka, hoplity Euklesa i twórczością francuskiego lingwisty, twórcy semantyki, Michela Bréala. „Przeskok” w zakresie fizis dał dobre rezultaty w kwietniowym Maratonie Wrocławskim 1995 i późniejszą radość. Maraton przebiegłem w czasie 3:30:09 (65. Mistrzostwa Polski w Maratonie …, 1995, s. 9), dysponując 40% sprawności mięśni brzucha. „Przeskok” w zakresie psyche był istotniejszy. Dał podstawę do rozwoju naukowego, szczególnie aktywnego w latach 1996–2000. Dał podstawę do wejścia na profesorską drogę królewską z drogi królewskiej maratończyka, która stała się królewską dopiero 30 kwietnia 1995 r. Maraton biegłem rozsądnie i gdyby nie osłabione po operacji mięśnie brzucha, pobiłbym rekord życiowy
Przygotowując się do kolejnych maratonów i dbając o w miarę dobre fizis, biegałem w różnych miejscach Polski i Europy, kiedy wyjeżdżałem na konferencje naukowe, prowadziłem kwerendy w bibliotekach zagranicznych oraz zbierałem materiał niezbędny do opracowania podręczników (też na wczasy). Były to kraje i miasta: Węgry – Budapeszt, sierpień 1986 r. – konferencja (trzy dni biegania po przedmieściach Budapesztu); Niemcy – Regensburg, sierpień 1994 r. konferencja (trzy dni biegania po pięknym mieście pamiętającym czasy legionów rzymskich i po przedmieściach); Ukraina – Kijów (biegałem w Babim Jarze, tutaj zaliczyłem zaplanowaną „trzydziestkę”) – konferencja, czerwiec 1995 r.; Włochy – Gargano, sierpień 1995 – wczasy, bieganie po plaży – duża wilgotność – po przyjeździe do Polski na sprawdzianie przebiegłem 15 km lekko poniżej 1 godz.); Rosja – Moskwa – praca nad podręcznikiem i konferencja naukowa, listopad 1997 r. (bieganie w położonym niedaleko hotelu lasku); listopad 2000 – park Sokolniki – praca nad podręcznikiem; Rosja – Petersburg, lipiec 1996 (biegałem w Letnim Sadzie) – konferencja oraz październik 1996 – praca nad podręcznikiem (biegałem w parku, gdzie stoi niewielki obelisk upamiętniający fakt pojedynku rosyjskiego poety Aleksandra Puszkina z porucznikiem Dantesem, Czarna Rzeczka).
Kuźnią długodystansowego biegania były dla mnie następujące trasy: drogi na terenie gminy Kobierzyce i Kąty Wrocławskie (asfaltowe, co w 1980 r. skutkowało kontuzją pięty), dwie pętle wokół Sobótki (22 i 16 km), Park Grabiszyński we Wrocławiu, Park Skaryszewski i Lasek Bielański w Warszawie, trasy pod reglami w Tatrach, ścieżki w Puszczy Rominckiej, które przemierzałem w listopadzie – styczniu 1995/1996 oraz w lipcu 1996, kiedy w Gołdapi pisałem podręczniki i książki ćwiczeń (8 – 10 godz. dziennie – również w niedziele i święta – wyjątkiem był 4 grudnia – imieniny żony, Barbary oraz Sylwester).
O ile pisanie pracy doktorskiej łączyłem z bieganiem po drogach asfaltowych gminy Kobierzyce i Kąty Wrocławskie (a prace nad podręcznikami szkolnymi z bieganiem wokół Sobótki w 16. stopniowym mrozie), to prace nad rozprawą habilitacyjną wypadło mi łączyć przede wszystkim z bieganiem w Parku Skaryszewskim jesienią i zimą 1998/1999 oraz wiosną 2000 r. Biegałem tylko trzy razy w tygodniu (też z żoną, Barbarą). Praktycznie, pracowałem 5 godz. do południa (9.00–14.00), biegałem do 15.00–15.30, po obiedzie spałem do 18.00. Pracowałem wieczorem 2–3 godziny, dokonując korekty tekstu. W Parku Skaryszewskim i Lasku Bielańskim przygotowałem się do ostatniego maratonu, Jubileuszowego Maratonu Wrocławskiego z okazji 1000. lecia miasta Wrocławia (30 kwietnia 2000 r.).
Czasu na bieganie po 1995 r. miałem coraz mniej. Trenowałem „skokami”. Wycofałem się na półmetku z trasy Maratonu Warszawskiego w 1998 r. (pokonały mnie spaliny!), a w Maratonie Wrocławskim w 2000 r. uzyskałem czas 4:45:0 (na starcie o godz. 9.00 temperatura + 19, na mecie + 30 stopni). To spowodowało, że zdecydowałem się nie biegać więcej maratonów. Jako ostatni bieg uliczny zaliczyłem Bieg Fiata w Bielsku Białej (10 km) w czasie 55 min. w 2003 roku.
Za swój największy sukces uważam osiągnięty w 5. Międzynarodowym Biegu Ulicznym w Pile na dystansie 15 km czas 1:03:28 (z trzema podbiegami na trzykilometrowej, powtórzonej trzy razy, pętli + trzy płaskie pętle dwukilometrowe) oraz czas 3:30:09 w Maratonie Wrocławskim osiągnięty 30 kwietnia 1995 roku po dłuższej przerwie. Kwietniowy sukces jest wynikiem aktu woli, który wynika również z duchowego braterstwa z hoplitą – pierwszym maratończykiem. Sukces spowodował, że stałem się człowiekiem wolnym, był zwycięstwem nad niemocą fizyczną.
Prezentuję inny typ biegacza maratończyka aniżeli Profesor Przebinda. Interesuje mnie oczywiście ukończenie maratonu, ale przede wszystkim interesuje mnie osiągnięty czas, chęć poprawienia go. Lubię walczyć. Moja ambicja osiągnięcia czasu 3 godz. 15 min. – 3 godz. 20 min. nigdy nie została zaspokojona. Przeszkodziły w tym kontuzje na trasie. Wynikały one, co starałem się podkreślać, z niezbyt bezpiecznego biegania na treningach, z forsowania zbyt mocnego tempa oraz kończenia zaplanowanych odcinków biegowych za wszelką cenę.
W uzyskiwaniu wyników, bardzo dobrych i dobrych – 6 wyników oscylujących między 3 godz. 29 min. a 3. godz. 42 min. pomocną była siłownia i kryty basen „Śląska” Wrocław (około 5–6 km pływania w kwietniu 1995 r.) oraz bieganie po plaży w Gargano – Włochy, sierpień 1995 r. .
Trzy wyniki gorsze od średniej światowej (4 godz. 28 min. 4 godz. 45 min. i 4 godz. 53 min.) nie dyskredytują mnie. Taki stan rzeczy wynikał z dłuższej przerwy w bieganiu, braku czasu na trening, też wysokiej temperatury podczas biegu.
Swojego biegania i przygotowań do startów w maratonach z nikim nie konsultowałem. Czytałem na temat treningu maratończyka Edwarda Łęgowskiego (rekord życiowy 2:13:26). Adaptowałem ustalenia tego treningu, zawężając kilometraż w tzw. okresie objętościowym (marzec 1995 r., start 30 kwietnia 1995 r.) ze 160 km do 90–100 km oraz zmniejszając tempo pokonywania dłuższych odcinków (15–20 km) z 3,40–3,50 sek. do 4,30 sek. Zredukowany został także trening interwałowy. Mój kolega z maratońskich tras, Karol Chwastyk (ur. 1938 r., rekord życiowy w maratonie 2: 45:13, ponad 50 przebiegniętych maratonów), powiedział mi kiedyś: „Wojtek, ty swojego maratonu nie przebiegłeś”.
4. Pożeracz kalorii i przysięga
Mózg dorosłej osoby zużywa średnio około 20–25 % energii organizmu, który pozostaje w stanie spoczynku. Z włączeniem intensywnego procesu myślowego zapotrzebowanie na energię odpowiednio wzrasta. 6–8 godzin dużego wysiłku umysłowego wymaga 100–200 dodatkowych kalorii. Dzienny wydatek energetyczny sportowców uprawiających dyscypliny o charakterze wytrzymałościowym wynosi średnio 3000–5000 kcal. Jeśli pisze się pracę doktorską, habilitacyjną i przygotowuje jednocześnie do startu w maratonie, to wydatek jest bez porównania większy. O wiele trudniej jest uczonemu po przebiegniętej piętnastce czy dwudziestce odnowić organizm, jeżeli to bieganie poprzedziło dłuższe siedzenie przy biurku, aniżeli zawodowo zajmującemu się bieganiem długodystansowym. Bywa, że po dłuższym spędzeniu czasu za komputerem nie można na drugi dzień zrealizować zaplanowanego sprawdzianu biegowego – trzeba go przełożyć (jeśli się da) na inny termin. Siłą uczonego jest przede wszystkim mózg, który łaskawie pozostawia ciału „datki” do wykorzystania w treningu.
Uczony i sportowiec olimpijczyk składają przysięgę. Uczony po zrobieniu doktoratu przed promotorem. Przyrzeka, że będzie się rozwijał, pomnażał swój dorobek naukowy. Wybrany olimpijczyk czyni to pod zniczem (świętym ogniem) olimpijskim. Prof. Grzegorz Przebinda składał przysięgę przed śp. prof. dr hab. Ryszardem Łużnym, ja przed śp. prof. dr hab. Telesforem Poźniakiem. Zarówno Prof. Przebinda jak i ja po doktoracie nie zasypialiśmy gruszek w popiele. Weszliśmy na szczyt olimpu naukowego, korzystając z „datków” naszego mózgu, który łaskawie pozostawiał ciału, jak się okazało, wcale pokaźne ilości kalorii.
Adam Kszczot jako olimpijczyk zapewne identyfikował się ze składaną na uroczystości otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Londynie 2012 roku przysięgę i w związku z tym walczyć w zgodzie z zasadami biegania. Jako absolwent Politechniki Łódzkiej wie, że w Nowym Jorku złamał te zasady. Wiedział też, że biegnąc maraton w tempie średnio 4 min. kilometr, zużyje około 4 tys. kalorii (aż tyle ze względu na podbiegi). Do wydatkowania podobnej ilości kalorii organizmu nie przyzwyczaił. Maraton obnażył jego brak przygotowania (stąd m.in. skurcze i marsz w trakcie pokonywania dystansu, jak wspomina). Chcąc powrócić „na ojczyzny łono”. powinien jeszcze raz wystartować w maratonie i dobiec do mety o własnych siłach w godnym czasie. Takim czasem może być 2 godz. 50 min. – 3 godz. 00 min. (może być lepiej). Musi się wszakże do tego solidnie przygotować. Wówczas „anatema” zostanie z niego zdjęta. Maraton wymaga od uczestnika biegu najszybszego, takiego, na jaki go w danym momencie stać. Najważniejsze jest ukończenie biegu o własnych siłach. Inaczej nie jest się maratończykiem.
Bibliografia
Buczyńska-Garewicz, H. Semiotyka Peirce’a, Warszawa 1992.
Damasio, A.R. Błąd Kartezjusza. Emocje, rozum i ludzki mózg. Przeł. M. Kurpiński, Poznań 1999.
Gorczyca, W. Maraton – wieczne wyzwanie, Bielsko-Biała 2004.
Gorczyca, W. Iwan IV Groźny. Portret kulturowy władcy, Bielsko-Biała 2012.
Krawczuk, A. Historia starożytnych Greków do czasów Aleksandra Macedońskiego. W: Wielka historia świata. Świat okresu cywilizacji klasycznych. Red. tenże. T. 3, Warszawa 2005.
Komplet wyników Maratonów Warszawskich z lat 1979–1997, Warszawa 1997.
Kronika Sportu, Wyd. „Kronika”, Warszawa 1993.
Kusociński, J. Od palanta do olimpiady i kilka lat później, Warszawa 1957.
5. Międzynarodowy Bieg w Pile na dystansie 15 km. 9.09. 1995.
61. Mistrzostwa Polski w Maratonie. 13. Maraton Wrocławski, Wrocław 1995.
Tatarkiewicz, Wł. Historia filozofii. T 1 (Arystoteles, s. 94–121); T. 2 (Kant, s. 45–56), Warszawa 2002.
W kręgu języka, literatury i nauczania. Księga pamiątkowa z okazji Jubileuszu 70-lecia urodzin Profesora Wojciecha Gorczycy. Red. L. Pavera, Bielsko-Biała 2017.
Yi-Fu-Tuan. Ciało, relacje międzyludzkie i wartości przestrzenne. W: Antropologia kultury. Red. A. Mencwel. Warszawa 2001.
Bibliografia
Adam Kszczot Wikipedia, wolna encyklopedia https://pl.wikipedia.org>wiki>Adam Kszczot (dostęp: 13.11. 2023 r.)
Czy maratończycy boja się zmęczenia? Maratończyk https://www.maratończyk.pl>Jacek Skarzynski (dostęp: 30.11. 2023 r.)
Eurosport Polska https://eurosport.tvn24.pl>lekkoatletyka>story (dostęp: 10.11. 2023 r.)
Dramat kenijskiej biegaczki MagazynBieganie.pl https://www.magazynbieganie.pl>Blogi (dostęp: 12.12. 2023 r.)
Festiwal Biegów https://m.festiwalbiegowy.pl>biegowe-rozmowy>pr... (dostęp: 2.12. 2023 r.)
Grzegorz Przebinda Wikipedia, wolna encyklopedia https:// pl.wikipedia.org>wiki>Grzegorz_Przebinda (dostęp: 9.12. 2023 r.)
Maraton annet.pl https://wiersze.annet.pn (dostęp: 2.12. 2023 r.)
przebindapisze.pl (dostęp: 8.12. 2023 r.)
Sport https://www.sport.pl>polskabiega (dostęp: 10.12. 2023 r.)
Wolność https://wikipedia.org.wiki>wolność (dostęp: 15.11. 2023 r.)
Mohlo by vás z této kategorie také zajímat
- Наименованията на държавите – проблем на чуждоезиковите еквиваленти (Павел Крейчи)
- Предметът „Библейските текстове в славянски преводи“ – предизвикателство към студентите и преподавателя (Елена Крейчова)
- Sebapoznanie nie je sebazatratenie (Viera Žemberová)
- Rekonstrukce argumentu a argumentační fauly (Martin Prokop)