Łysiak, W.: Cesarski poker. Warszawa, 2007. 310 s.
Jak wynika z ustaleń Waldemara Łysiaka, 22 czerwca 1812 roku korpus księcia Józefa Poniatowskiego wchodzący w skład armii Napoleona w momencie przekraczania Niemna liczył około 35 tysięcy żołnierzy. Polacy byli jedynymi uczestnikami kampanii napoleońskiej, którzy nie stracili swoich armat – ba, doprowadzili je wszystkie do Warszawy.
Kończąc swą książkę Cesarski poker, Waldemar Łysiak, autor kilkudziesięciu książek historycznych o charakterze popularnonaukowym, odpowiada następująco na cytowany fragment wspomnień Archibalda G. Macdonella („Jeden cesarz, dwóch królów, jeden książę, ośmiu marszałków i sześćset tysięcy żołnierzy – wszyscy zostali pobici. Wszyscy – oprócz syna bednarza z Sarrelouis”): „Nieprawda, panie Macdonell. Wszyscy – oprócz Michała Neya i Polaków!”
Nie do wiary, chciałoby się rzec. Przecież do znudzenia historycy ustalali i zapewne jeszcze ustalają, że wojnę 1812 roku Napoleon przegrał i w związku z tym przegrali ją wszyscy biorący w niej udział. Polacy też.
II wojna polska, na którą zdecydował się Napoleon, była niczym innym, co podkreśla mocno Łysiak, jak prowokacją ze strony Rosji – prowokacją inspirowaną przez Anglię. Skoro w tytule książki Łysiaka brzmi słowo poker, to wiadomo, że musimy mieć w niej do czynienia z interpretacją uwarunkowań politycznych (z dyplomacją), ekonomicznych, kulturowych determinujących działania wojenne, w tym przede wszystkim ze sprawdzaniem przeciwnika oraz z podejmowanym przez niego ryzykiem.
Łysiak świetnie porusza się w powodzi mnóstwa przytaczanych dokumentów historycznych, wspomnień, fragmentów dzienników i biografii. Po raz pierwszy w historiografii polskiej tak mocno podnosi problem udziału Polaków w kampanii napoleońskiej, przy czym dobitnie podkreśla, iż Aleksander I sam „zaprosił” Napoleona i Polaków do wojny, zrywając jako Hun traktat w Tylży. Ustalenia Łysiaka wykluczają raz na zawsze motyw ofiarnictwa, jakim okraszano dzieje Rosji owego czasu (i nie tylko), decydując się koniec końców na „rozumienie” odniesionego zwycięstwa nad Napoleonem z powodu geniuszu Kutuzowa, patriotyzmu połączonych w jedno szlachty i narodu (ludu) czy też naznaczonego palcem Bożym Aleksandra I.
Niedopuszczenie do odbudowania Polski, podkreśla Łysiak, było niezmienną osią całej polityki cesarza Aleksandra I; ku temu celowi zwracał zawsze wszystkie swoje myśli. W styczniu 1811 roku podjął decyzję o uderzeniu na Zachód. Rosyjski car był pewny swego. Wiedział, że Napoleonowi w sytuacji prowadzenia przez niego wojny w Hiszpanii, trudno będzie go „sprawdzić”. Zresztą jego pewność opierała się na kilku kartach, które blotkami nie były. Karty te w rozdaniu z początku 1811 roku Aleksander otrzymał od:
- Anglii, która złotem opłaciła militarne przygotowanie do wojny,
- wyższych stanów rosyjskich, które chciały tej wojny,
- sztabu rosyjskiego, który zachwycił się planem wciągnięcia Francuzów w otchłań stepów rosyjskich (autorem planu był Barclay de Tolly),
- efektów pertraktacji pokojowych między Rosją i Turcja, które były na ukończeniu i pozwoliły we wrześniu-październiku przerzucić do walki z Napoleonem około 70 tys. wojska (Łysiak 2007: 251).
Dodam, że kartą bardzo istotną, bo sięgającą w głąb wieków, była karta podsunięta Aleksandrowi I przez Iwana Groźnego, który głośno artykułował przekonanie, że ziemie położone między Wisłą a Niemnem należały kiedyś do Prusa, brata cesarza Augusta Oktawiana, którego Groźny był potomkiem. Prus, z kolei, był protoplastą Ruryka. Stąd też syn Greczynki o niebieskich oczach, „chytry Bizantyjczyk” (tj. Aleksander I), wykorzystując kanalię Czartoryskiego, próbował nawiązać rozmowy z Polakami i przyrzekał, że wskrzesi Królestwo Polskie.
Łysiak świetnie odtwarza dyskurs dyplomatyczny między dwoma cesarzami dotyczący przyszłych losów Polski, realizowany ze strony rosyjskiej przez ambasadora Kurakina. 15 sierpnia 1811 roku krzyczał do niego Napoleon: „Wiem dobrze o co wam chodzi – o Polskę! Przysyłacie mi tu różne plany dotyczące Polski. Otóż wiedzcie, że nie dam tknąć jednej polskiej wsi, jednego młyna, jednej piędzi polskiej ziemi”1. 16 sierpnia 1812 roku Napoleon w specjalnym memorandum sprecyzował główny cel zbliżającej się konfrontacji: „Odbudowa Królestwa Polskiego”.
Dokładnie „sprawdzony” przez Anglię i Rosję Napoleon zagrał vabank. Nie miał innego wyjścia. Przede wszystkim nie szło mu, jak podkreśla słusznie Łysiak, w Hiszpanii. Bał się iść za Pireneje, bo na to tylko czekał car. Dlatego musiał pobić najpierw cara. Do ostatniej chwili starał się apokaliptycznego starcia z Rosją uniknąć. Uderzył na Rosję, ale bez żołnierzy znajdujących się w tym czasie w Hiszpanii. Byli to najlepsi żołnierze Napoleona (oczywiście, poza Polakami).
O tym istotnym odniesieniu do kampanii hiszpańskiej Łysiak mówi bardzo głośno – o wiele głośniej jak Adam Zamoyski, autor monografii 1812. Wojna z Rosją, która pretenduje do ujęć naukowych, bogato udokumentowanych. Zamoyski koncentruje się bardziej na kontekście angielskim i na przeciwstawieniu się blokadzie przez Aleksandra I. Napoleon uznał odejście Rosji od systemu kontynentalnego za zdradę, a rozbudowę jej armii za groźbę i prowokację (Zamoyski 2007: 81-82).
W relacjonowaniu przebiegu kampanii na terenie Rosji dwaj polscy historycy są zbieżni, jeśli chodzi o przytaczane liczby, fakty i oceny. Łysiak wszakże w sposób bardziej zdecydowany zwraca uwagę na udział Polaków w tej kampanii oraz na scytyjski charakter wojny (co zupełnie leceważy Lew Tołstoj w Wojnie i pokoju), który zaaranżowali Rosjanie (Barclay de Tolly). Przede wszystkim podkreśla absurdalny wynik tej wojny, tj. zwycięstwo Rosji, która w kampanii 1812 roku nie wygrała żadnej bitwy – ani mniejszej, ani większej. Absurd dotyczył, według Łysiaka, nie tylko scytyjskiego charakteru wojny, co wiązało się z permanentnym wyniszczeniem kraju, również dość miernych umiejętności dowodzenia, jeśli chodzi o rosyjskich oficerów. Przede wszystkim Łysiak eksponuje psychologiczne i etyczne różnice, jakie istniały między żołnierzem francuskim i rosyjskim, gdy chodzi o jego postawę w walce. U Napoleona żołnierz nie stanowił mięsa armatniego! – zawsze był świadomy tego, o co walczy. Napoleon uważał, że wódz nie musi się niepotrzebnie narażać, lecz gdy sytuacja tego wymaga – winien sam dać przykład. Pod Lodi i pod Arcole żołnierze nie dawali rady zdobyć mostów ryglowanych z drugiego brzegu przez ogień kartaczowy. Wówczas sam poprowadził ataki niemal metodą kamikadze. Car natomiast traktował wojsko jak każdy rosyjski pan feudalny swoich mużyków, czyli jak bydło. Walczyli, bo taka była wola cara-batiuszki. Czasami podniecano żołnierzy, wmawiając im ustami popów, że Bonaparte jest wcieleniem Belzebuba, przez co walka z nim gwarantuje wieczne zbawienie (Łysiak, 80-81).
Tacy żołnierze wystąpili w bitwie pod Borodino. W nocy z 6/7 września Napoleon dostał bardzo silnej gorączki i całą bitwę tkwił w fotelu półprzytomny, niemal omdlewający. Cały ciężar bitwy dźwigał Ney. O godz. 15.30 wojsko Napoleona zdobyło Redutę Rajewskiego, najważniejszy punkt bitwy. Wielka Reduta, która 10 razy przechodziła z rąk do rąk, była definitywnym triumfem armii francuskiej. Szalę zwycięstwa przechylił Murat i jego kawaleria oraz Lechici pod dowództwem Poniatowskiego, tudzież żołnierze Davouta.
Przytoczone przez Łysiaka dane, jeśli chodzi o stan poległych żołnierzy pod Borodino, są bardziej „ekstremalne” aniżeli dane Adama Zamoyskiego. Według Łysiaka, armia rosyjska straciła około 50% stanu (60 tys. ludzi, przy 45 tys. u Zamoyskiego), natomiast Francuzi 30 tys. (przy 28 tys. u Zamoyskiego), co stanowiło około 25% strat. Zamoyski podkreśla, iż znaczny procent zabitych wśród Rosjan stanowili starsi rangą oficerowie. W rezultacie całe jednostki straciły zdolność operacyjną Zamoyski 2007: 286).
Armia rosyjska pod Borodino została pokonana, ale nie unicestwiona. Unicestwić mogła ją gwardia Napoleona, jego najwierniejsi żołnierze. Jednakże zwycięzca spod Austerlitz nie zdecydował się jej użyć (18 tys. wyborowego żołnierza). Znajdował się przecież kilka tysięcy kilometrów od Paryża. Tę kontrowersyjną decyzję Napoleona historycy oceniają różnie. Przeważa pogląd, że desygnując do boju gwardię, Napoleon osiągnąłby swój cel. Unicestwiłby armię rosyjską i zmusił do pertraktacji Aleksandra I. Według mnie, tego rodzaju sąd jest pozbawiony podstaw. Po pierwsze, obszar, na którym działały wojska rosyjskie, nie kończył się na Moskwie. Po drugie, Rosja w sytuacji unicestwienia armii przez Napoleona pod Moskwą posiadała dostatecznie bogate zaplecze, aby w odpowiedniej chwili odwołać z innych frontów swe wojska. Armie, które np. w wyniku zabiegów dyplomatycznych Aleksandra I przerzucono z Mołdawii i Finlandii na front zachodni liczyły odpowiednio 54 500/ 70 000 − 28 500/37 200 żołnierzy (Zamoyski 2007: 125; Baczkowski 2006: 422-423). Prowadzona wojna na Kaukazie mogłaby też być na jakiś czas przerwana i część wojska rosyjskiego pomaszerowałaby na Moskwę.
Car Aleksander jednak wolał spalić Moskwę aniżeli odwoływać armię z rozpoczętych frontów (szczególnie z Kaukazu). Wolał być Scytą i „chytrym Bizantyjczykiem” posługującym się pogańską metodą walki aniżeli rycerzem, który z otwartą przyłbicą daje pole przeciwnikowi. W ten sposób Rostopczyn, gubernator Moskwy, który rozkazał spalić byłą stolicę wypuszczonym na wolność przestępcom (przedtem wzorcowo kazał spalić swój dom) nie tylko pozbawił Francuzów dachu nad głową, ale odgrodził, co słusznie zauważa Łysiak, Napoleona od wielotysięcznego tłumu rzemieślników i kupców moskiewskich, tworzących wówczas zaczątek średniej klasy, tej, na łonie której kiełkowała rewolucja francuska (Łysiak 2007: 279).
Autor Cesarskiego pokera z całą mocą podkreśla, że to Polacy wyprowadzili Napoleona z płonącego Kremla, że brawurowa szarża polskich szwoleżerów uratowała Napoleona od hańbiącej niewoli lub śmierci pod Horodiną (po wyjściu z Moskwy), że jedynym biczem bożym wobec Kozaków byli Polacy.
Klęska Napoleona, za jaką się uznaje jego wyjście z Moskwy, według Łysiaka, znalazła swój zwycięski finał pod Berezyną. Podobnie sądzi Zamoyski. Pod Berezyną Napoleon jeszcze raz odzyskał swój boski geniusz i szeregiem fenomenalnych manewrów zmylił Rosjan i wybrał miejsce do przeprawy koło Studzianki, gdzie polscy ułani znaleźli bród. Francuscy, polscy i holenderscy saperzy, stojąc po piersi wśród płynącej kry, przerzucili przez rzekę dwa mosty, przypłacając to życiem. Wojska, bijąc się wcześniej z kilkukrotnie silniejszym wrogiem, sforsowały rzekę.
Berezynę pokonało około 55 tys. żołnierzy Napoleona (Zamoyski 2007: 475). Dwa-trzy dni po przejściu nadeszły 35-stopniowe mrozy … Napoleon, dopóki miał wojsko, nie mógł przegrać z nikim – tylko z pechem i klimatem (też zdradą). Przegrał z klimatem. Wygrał z carem Aleksandrem I.
Jeśli liczyć zwycięstwo „chytrego Bizantyjczyka” ilością straconych żołnierzy, to warto pokusić się o dokonanie końcowego bilansu. W bitwie pod Borodino, według Łysiaka, wzięło udział około 120-130 tys. Rosjan, z czego zginęło około 60 tys. Wojsko Napoleona było mniej więcej tak samo liczne, z czego poległo 30 tys. Po uzupełnieniach, spod Tarutina pod dowództwem Kutuzowa wyszło 97 112 Rosjan i 622 działa. Napoleon nie mógl posłać do boju nawet 65 tysięcy (Zamoyski 2006: 371). Do Wilna dotarło tylko 27 464 Rosjan i 200 dział. Z 25 tys. ludzi, którzy wyruszyli pod wodzą Cziczagowa po bitwie nad Berezyną, do Niemna dotarło tylko 10 tysięcy. Nie inaczej prezentowała się armia Wittgensteina. Na kilka dni przed wejściem do Wilna resztki Grand Armée liczyły 30-40 tysięcy ludzi. 6 grudnia, kiedy temperatura spadła do minus 37, 5 stopnia Celsjusza lodowa śmierć spotkała wielu. Ruska zima 1812 roku, według Łysiaka, jest najbardziej logiczną przyczyną klęski Francuzów. Moje zdanie nie jest inne.
W sumie, po uzupełnieniach po bitwie pod Borodino, Rosjanie dysponowali armią o 30-40 tys. liczniejszą od wojsk Napoleona. Pod Wilnem armie stawiły się w takim samym „ordynku”.
Mit o zwycięstwie Rosji w wojnie 1812 roku, jak wynika z ustaleń Łysiaka, nie dotyczy Polaków, którzy nie oddali, podobnie jak gwardia Napoleona, karabinów, wychodzili zwycięsko z wielu bitew i potyczek, uratowali życie Napoleonowi i, powtórzę to jeszcze raz, dowieźli wszystkie armaty do Warszawy. Warto o tym pamiętać, kiedy czyta się Wojnę i pokój, dzieło życia Lwa Tołstoja. Pisarz wpadł w szereg pułapek utopizmu, w sposób szczególny związanych z Polską, której walki o wolność nie zauważył. Postawił natomiast na „chytrego Bizantyjczyka” traktując go jako pomazańca Bożego, sprawiedliwego, profetycznego i nieodpowiedzialnego przed nikim.
Bibliografia
- Baczkowski, M. (2006). Kontynent europejski w latach 1789-1849, [w:] Wielka historia świata. Świat w latach 1800-1850. Pod red. A. Chwalby. Kraków, s. 255-462.
- Zamoyski, A. (2007). 1812. Wojna z Rosją. Kraków.
Mohlo by vás z této kategorie také zajímat
- Tíživé hledání květu v slzavém údolí (Ivo Pospíšil)
- A půjdu… stopami veršů až k Paměti člověka (Jerzy Stasiewicz)
- Ako vyjadriť nevyjadriteľné? (Monika Šavelová)
- Velká válka a areálové souvislosti (Ivo Pospíšil)