(...pokračování: X/XIII)

Miliony Arlekina – pieniądze Bohumila Hrabala

Mówiło się o nim, że zanim go pani znalazła, zawsze zdążył przepuścić ileś tysięcy i że prze każdym wyskokiem przyszpilał do kieszonki kamizelki pieniądze na powrót i napiwek dla konduktora za odtransportowanie do domu, a jako zę był maleńki, konduktor przynosił go przeważnie w swoich objęciach jak dziecko, zawsze śpiącego. (s. 43).

Doskonałym miejscem, w którym bohater może kontynuować swoje obserwacje jest hotel „Cichy Kącik“. To tutaj kształtuje się jego światopogląd i to – co bardzo ważne – nie tylko dlatego, że może przyglądać się bogaczom, ale także swemu koledze kelnerowi Zdeńkowi, który nieco później zostanie komunistycznym prominentem:

Tutaj w hotelu „Cichy Kącik“ dowiedziałem się też, kto wymyślił, że praca uszlachetnia człowieka – to nie był nikt inny, jak ci, którzy tu całą noc pili i jedli z pięknymi panienkami na kolanach, ci bogaci, co to potrafili być szczęśliwi jak małe dzieci, a ja myślałem, że bogaci ludzie są przeklęci czy co, że chatki, izdebki, żur i kartofle dają ludziom uczucie szczęścia i dostatku, że bogactwo jest jakimś przekleństwem… Ale zdaje mi się, że to pieprzenie o tym, jakie to szczęście żyć w chacie, to wymyślili ci nasi goście, którym obojętne było, ile przepuścili przez noc, którzy rozrzucali banknoty na wszystkie strony świata i to sprawiało im przyjemność… (s. 57)

Zdeniek miał taki hrabiowski zwyczaj, że przepuszczał prawie wszystko, co zarobił, kiedy indziej zaś używał sobie tak jak nasi goście u niego i jeszcze zostawało mu tyle pieniędzy, że kiedyśmy wracali na ranem taksówką, zbudził knajpiarza w tej najpodlejszej knajpie we wsi i kazał mu zbudzić muzykantów, i ci musieli mu grać, a Zdeniek chodził od domu do domu i zapraszał śpiących, żeby poszli pic za jego zdrowie… (s. 60)

Nasz bohater przekonuje się, że pieniędzy nigdy nie dość, kiedy – w okoliczność dość szczególnych – otrzymuje od cesarza Abisynii order z szarfą, które to odznaczenie przysparza mu wrogów:

Ale szef nigdy mi nie darował, że dostałem order z szarfą, i traktował mnie jak powietrze, chociaż zarabiałem wtedy tyle pieniędzy, że pokryłem nimi już całą podłogę. Co trzy miesiące odnosiłem do kasy komunalnej całą podłogę stukoronówek, bo umyśliłem sobie, że zostanę milionerem, że dorównam wszystkim, że kiedyś wynajmę albo kupię hotelik, jakąś niedużą chałupkę gdzieś w Czeskim Raju, i ożenię się z bogatą panną, a kiedy złożę do kupy pieniądze swoje i mojej żony, to będę w poważaniu jak inni hotelarze, tak że nawet jeśli nie będą mnie szanować jako człowieka, jednak będą musieli mnie poważać jako milionera, właściciela hotelu i innych nieruchomości, po prostu zmuszę ich, żeby się ze mną liczyli… (s. 99)
Wojciech Soliński
9;10;11

Mohlo by vás z této kategorie také zajímat